UTOPIA?
Karel Čapek. Może nie
jest tak kojarzony, jak większość legend literatury science fiction, ale sam
przecież jest legendą. Wystarczy wspomnieć, że to jemu zawdzięczamy powstanie
terminu „robot” chociażby. No i już za to należy mu się miejsce w panteonie
sław gatunku, ale co ważniejsze był po prostu znakomitym autorem ze świetnymi
pomysłami, które nawet dziś są bardzo atrakcyjne i mają w sobie sporo
świeżości. Dobrym na to dowodem jest „Fabryka absolutu” właśnie. Może i książka
ma swoje minusy, bo wykonanie jest dziwnie nierówne, ale nie zmienia ro faktu,
że mamy do czynienia z dziełem, które nie tylko wciąż jest świetne, ale i
przerażająco aktualne.
Czy można
wyekstrahować… Boga? Skoro jest wszędzie, powinno się to udać. No i się udaje
niejakiemu Markowi, wynalazcy, który tworzy technologię do ekstrakcji.
Ekstrakcji Absolutu. I…
Jakie mogą być tego
skutki? Szybko okazuje się, że bardzo brzemienne – uzdrawianie, prorokowanie,
akty altruizmu. Ale nie wszystkich to dosięga. A kościół? Jak to kościół,
powątpiewa, obawia się, ale w końcu przytakuje temu wszystkiemu. Pytanie jednak
co z samym Absolutem? I czy ta utopia, która staje się udziałem ludzi, ma
szansę zaistnieć na dobre?
Sto dwa lata minęły
od premiery tej książki, a ona wciąż jest aktualna i w punkt trafiona. Jak się
to udało autorowi? Cóż, odpowiedź jest jedna. Zamiast robić to, co robi
większość autorów fantastyki ze średniej półki (tak określam fantastykę, która
ma jakieś przesłanie, ale niestety mocno ograniczone postrzeganiem twórcy),
czyli komentować obecny stan rzeczy, Karel Čapek skupiał się na analizowaniu
tego, co niezmienne – ludzkiej natury. Stąd nawet tematy polityczno-społeczne,
choć przecież objęte ramami czasowymi, nie zestarzały się – wszystko dzięki
temu, że pisarz postawił nie na odbicie skutku (sytuacji), a przyczyny
(człowieka / natury). I zrobił to w sposób…
No właśnie, z jednej
strony absolutnie znakomity i ujmujący, z drugiej jakiś taki niewyważony. Jakby
to miało być opowiadanie, ale trzeba było zrobić z tego rzecz dłuższą, więc
zrobił. W pewnym momencie jednak pomysłu i weny już nie starczyło, więc
postawił na zabawę. Zburzył nieco czwartą ścianę, a potem poszedł już w zupełny
absurd, który sprawia wrażenie, jakby to on panował nad autorem. Owszem, absurd
tu jest od początku, ale pierwsze rozdziały to połączenie znakomicie pomyślanej
fantastyki z humorem – czeskim humorem. To satyra, jakby prekursorska względem późniejszej
fantastyki satyrycznej typu proza Kurta Vonneguta (i tak, jak z jednej strony
podobnej, tak z drugiej zupełnie innej), a jednocześnie coś, co trudno jest do
czegoś innego porównać.
I chociaż ten
dychotomiczny rozłam książki jest osobliwy i dla wielu może okazać się czymś
nie do przełknięcia, to jednak całość jest ujmująca i świata. Skłania do
przemyślania i zadumy, potrafi rozbawić, ale i poruszyć. I chociaż ma swoje
minusy i traktuje o rzeczach, od których dzieli nas przepaść czasowa, wciąż
jest piekielnie aktualna i trafiona – co już zresztą pisałem – i w najlepszych
momentach pozostawia po sobie niezatarte wrażenie. Więc warto. Nie powiem, że
trzeba, bo są klasyki science fiction o wiele bardziej znane i poznania warte,
a nawet konieczne, są rzeczy, które znać wypada o wiele bardziej, ale nadal „Fabryka
Absolutu” poznania i polecania jest warta, a że mamy to w fajnym wydaniu i
fajnej cenie (choć rzecz jest cienka i do połknięcia dosłownie na raz), śmiało
można to zrobić.
Komentarze
Prześlij komentarz