Video Girl Ai #2 – Katsura Masakazu


AI, AI, AI

 

She's your girlfriend, it's getting harder to see

Better just take her home, better just let her be

When she walks out that door, you'll come looking for me

- Soul Asylum

 

Drugi tom „Video Girl Ai” to jeszcze mocniejsze pójście w to, co dramatyczne i co działa na czytelnika jak cholera. W dwójeczce nie ma już bowiem miejsca na niedomówienia, tu już wiadomo co Ai czuje i w ogóle, nikt się nie oszukuje. Leci więc dramat, lecą mocne wydarzenia, dzieje się romantycznie, ale i z akcją, z tajemnicą, fantastyką. No jest co czytać, jest na co popatrzeć, a to zaledwie przedsmak przed moim lubionym wątkiem, który uderzy już w trójce. Ale na razie wróćmy do niniejszej części i pogadajmy przy okazji trochę o polskim wydaniu. Ale po kolei.

 

Najpierw fabuła. Więc tak: Ai wyszła po zakupy dla Yoty i coś się stało. Coś się z nią dzieje, jakieś wyładowania elektryczne, pojawia się tajemnicza postać i…

I kiedy Yota, szukając Ai, zamarudziwszy chwilę po tym, jak spotkał Moemi na randce, dociera na miejsce, dziewczyny już nie ma. Tymczasem Ai walczy o swoje u własnego stwórcy: on chce ją wycofać, jako wadliwy model, ona za wszelką cenę pragnie wrócić do Yoty, uświadomiwszy sobie swoje własne uczucia. Gdy okazuje się, że mimo upływu tygodnia chłopak nadal jej szuka, zaniedbując wszystko, Ai dostaje drugą szansę, tym razem bez limitu czasowego, ale… No właśnie, choć kocha chłopaka, musi mu pomóc zdobyć Moemi, a przy okazji odsunąć się od niego. Czy to się uda? A tymczasem Moemi i Takashi kontynuują swój związek, ale dziewczyna widzi w ich relacjach coraz więcej zgrzytów i… A tu jeszcze pojawia się chłopak, który chce zdobyć Ai!

 

I widać, że się dzieje, obowiązkowo dla romansów przybywa bohaterów, relacje się plączą, kłody pod nogi bohaterów są rzucane. Ale z jakim wyczuciem, z jaką siłą. Niby to wszystko znamy, niby widzieliśmy już nie raz, a jednak Masakazu tak doskonale trafia w odpowiednie tony, że robi to mega robotę. Tu czuje się miłosne uniesienia i erotyczne napięcie, czuje się upływający czas i zmęczenie, ból psychiczny i fizyczny i radość. Zażenowanie też. Fajnie rozwijane są do tego relacje między postaciami, całe to zdawanie sobie sprawy z własnych uczuć (już na tym etapie Yota zaczyna rozumieć, co czuje do Ai, a jednocześnie nadal kocha się w Moemi, która coraz częściej ucieka do niego od swojego chłopaka), a wszystkiego dopełnia konkretna akcja i genialne ilustracje. Jak tu nie uwielbiać tej serii?

 


Przy okazji omawiania pierwszego tomu poszedłem trochę we wspominki, w historię wydawania tego – w oryginale i na polskim rynku – a teraz chciałem trochę temu naszemu wydaniu się przyjrzeć. A to ogólnie starało się najbardziej przypominać japońskie tankōbon, nawet drukowane było nie na takim białym papierze, jaki obecnie jest standardem. To z jednej strony plus, bo fajnie wyglądało, z drugiej minus, bo tusz schodzi z tego papieru, jak z gazetowego, brudzi palce – nawet po latach – i kanty tomików także, więc trzeba uważać przy czytaniu. Z takich minusów-plusów wymienię jeszcze pozostawianie w dużej mierze oryginalnych onomatopei, co zawsze miło wygląda, ale niestety większość z nich została jednocześnie pozostawiona bez polskich przypisów, a to już zasadniczy błąd. Minusy? Na pewno żal, że nie pokuszono się o kolorowe strony, bo te wyglądają genialnie, a w czerni i bieli tracą wiele, ale i tak są obłędne i brak obwoluty (acz okładka ma skrzydełka i teksty odautorskie zostały). Z plusów wymieniłbym jeszcze fajny przekład – choćby z tym Mateuszem Idiotą, może trochę nazbyt to spolszczone, ale lepiej brzmi, niż amerykańskie Moteuchi „Dateless” Yota”. Jest tu parę wręcz archaicznych wyrażeń, które do młodzieży nie zawsze pasują, ale ogólnie przekład jest dobry i nie mogę go nie docenić.

 

Okej, to co napisałem powyżej nie wyczerpuje tematu wydania, bo swego czasu wywołało ono sporo kontrowersji, a i niespójności wytknąć muszę, ale to już przy okazji omawiania innych tomów, do których będzie się to konkretnie odnosiło. Na razie tyle wystarczy, to dopiero drugi tom, okazji będzie jeszcze sporo. A na razie zostańmy z tym, co zaserwowała nam akcja tomiku, bo jak zawsze mega to było i aż serducho biło szybciej w trakcie lektury.

Komentarze