ZARAZA I
TECHNOLOGIA
„Antibodies” to pierwsza książka z serii „Z archiwum
X”, jaką kupiłem. Nie pierwsza, jaką przeczytałem, bo długie lata przeleżała na
półce (okej, w szufladzie, gdzie leżą takie czekające na „kiedyś tam” lektury),
zanim w końcu nabrałem ochoty. Ale nabrałem, jestem, tu i nie powiem, że żałuję,
choć też nie da się powiedzieć, żebym padł z zachwytu na kolana. Ot dość sprawna,
typowa literatura środka, trochę dopełnienie serii, trochę odcinanie od niej
kuponików. Poziom podobny, jak przy powieściach Granta, nie widzę w zasadzie większej
różnicy, choć to przecież Anderson jest bardziej ceniony na gruncie powieści
„X-Files”. Ale kto temat lubi, kto książki pochłaniał i znajdował w nich coś
dla siebie, tu też znajdzie i śmiało może sięgnąć.
Zniknięcia ludzi. Zdeformowane ciała. Ozdrowienia.
A w tym wszystkim Mulder i Scully, którzy rozwikłać muszą kolejną zagadkę w ich
karierze. Problem w tym, że tym razem wróg jest niewidoczny, bo jest nim najprawdopodobniej
wirus. Jak sobie z nim poradzą? I jaką ostatecznie prawdę odkryją?
Anderson pisze nieco inaczej niż Grant. Nadal lekko
i prosto, acz z nieco większym ciężarem i innym rozłożeniem akcentów. Ma też
nieco inne podejście do treści – o ile Granta bardziej interesował thriller
psychologiczny na skrzyżowaniu z horrorem, o tyle współtwórcę kontynuacji,
prequelów i spin-offów „Diuny” bardziej zajmuje (przynajmniej w tym tomie)
thriller, ale z pogranicza medycyny i sensacji. Ot trochę, jakby z trzeciego
sezonu „24 godzin” zrobić epizod „Z archiwum X”. i ja, uwielbiając oba seriale,
nie narzekam, acz powiem szczerze, że czytając te powieści bardziej życzyłbym
sobie czystego gatunkowo horroru, jak w najlepszych epizodach serii (czyli po
części, jak w „Ruinach”, poprzedniej xfilesowej książce Andersona).
Wracając do książki, to po prostu lekki, prosty
thriller pożeniony z różnymi tematami, szybki, czasem z dozą dramatyzmu, czasem
z odrobiną klimatu. No nie jest to coś, co miałoby genialny nastrój serialu,
postacie kreowane przez autora też nie są do końca tymi, które znamy z ekranu,
bo jednak nic nie zastąpi tego, jak Duchovny i Anderson (Gillian, nie Kevin)
wcielali się w swoje role. Acz jednak doceniam, że Kevin postarał się iśc w
pewne nowe klimaty, takie, które potem wykorzystano choćby w najnowszych dwóch
sezonach serii. Acz jednak temat wirusa czy technologii, jakie tu są poruszane,
lepiej wypadły np. w epizodzie „My Struggle II”. Ale i tak w tej wersji,
serwowane prostym stylem, też całkiem dają radę.
I to właściwie tyle. Za wiele nie ma co dodawać. Seria oryginalnych powieści „X-Files” ukazywała się w latach 1994-1999 i doczekała się łącznie sześciu części. Reszta to były książeczki młodzieżowe oparte na serialu. Co prawda do tematu wracano jeszcze parę razy, w latach 2015-2016 wydają trzy antologie opowiadań z uniwersum, a rok później dwie powieści z serii „The X-Files Origins” (młodzieżówek o nastoletnich latach Muldera i Scully), ale to co najlepsze jest właśnie w tych sześciu tomach.
Komentarze
Prześlij komentarz