Amazing Spider-Man: The Gauntlet Vol. 4: Juggernaut – Roger Stern, Fred Van Lente, Michael Gaydos, Lee Weeks

KTO POWSTRZYMAŁ WŁADCĘ MURÓW?

 

Po dwóch słabych tomach, „The Gauntlet” wreszcie wraca na właściwe tory. Co prawda otwierający zeszyt wcale tego nie zwiastuje, na szczęście cała reszta jest po prostu znakomita. A na dodatek na czytelników czeka tu przedruk klasycznego „Nothing Can Stop Jaggernaut”, uważanego powszechnie za jedną a najlepszych opowieści o Pająku w dziejach.

 

Jak jednak wspomniałem powyżej, zaczyna się słabo, opowieścią, w której Spider-Man musi zmierzyć się z gangsterami oraz, a może przede wszystkim, z tajemniczą panią Scorpion... 

Słaby scenariusz, niezłe rysunki i to tyle. Szkoda, bo mogło być ciekawie. Na szczęście kwestia Michelle w końcu niejako się wyjaśnia więc nieco fakt ten ratuje zeszyt.

 

Potem zaczyna być ciekawiej. Spider-Man znów natyka się na kłopoty, kiedy niebo nad Nowym Jorkiem staje się czerwone. Czyżby spadał meteoryt? Okazuje się, że na ziemię spada, ale zmasakrowany, pozbawiony zbroi i przytomności Juggernaut! Kto mógł tak go zmaltretować? I dlaczego? A jakby tego było mało, na scenie pojawia się Captain Universe…

 

Stern, człowiek, który kilkadziesiąt lat wcześniej zaprezentował pierwsze starcie Spidera i Juggernauta powraca tym komiksem do obu postaci i to w naprawdę bardzo dobrym stylu. Napięcie, klimat, tajemnica, a wreszcie naprawdę udane zakończenie. Żeby jednak w pełni docenić ten (również znakomicie narysowany – kreska Weeksa przypomina Romitę Jr.) trzeba znać historię Spidera, ale i bez takich szczegółów to naprawdę kawał dobrego komiksu. Nawet jeśli finał jest oczywisty i mocno naiwny, co do współczesnych komiksów pasuje zdecydowanie mniej, niż do klasyki.

 


I niewiele więcej zostaje do dodania. Po słabiznach poprzedników „Amazing Spider-Man: The Gauntlet Vol. 4: Juggernaut” oferuje konkretną dawkę udanej zabawy. Co ważniejsze jednak, to co najlepsze w całym „Gauntlecie” dopiero przed nami, więc jest na co czekać i zacierać ręce. Wciąż jednak żal niewykorzystanego potencjału całej tej epickiej opowieści, która snuta jest od tylu zeszytów, często w sposób wywołujący nie emocje, a napady ziewania. Zawsze jednak mogło być gorzej.


Komentarze