(JU)RAJSKIE
WYSPY
Kto zna mój growy gust, doskonale wie, że RTS-y i
city buildery to w ogóle nie moja bajka. Jak mam coś strategicznie, to tylko
„Worms”, bo ja jednak dynamikę lubię, a większość tych gier wygląda mniej
więcej tak, że coś robisz, coś budujesz, ale większość czasu spędzasz gapiąc
się w ekran w oczekiwaniu, aż twoje miasto / wyspa / biznes przyniesie dość
kasy, by można było zająć się kolejnym budowaniem, które znów skończy się
czekaniem na przypływ gotówki. Są jednak dwa wyjątki. Pierwszym z nich jest
„Tropico”, głównie za ten humor i nonszalancję bycia El Presidente. Drugim
właśnie ta gra. Wiadomo, nie zagrałbym w nią, gdyby to nie był „Jurassic
World”, bo ja serię lubię i oglądam nadal, chociaż ostatnie filmy to straszna
kupa. A może inaczej – nie zagrałbym, gdyby to nie były dinozaury, bo ja z
tych, co to się wychowali na modzie na te przedwieczne gady (modzie, którą
właśnie „Park jurajski” wywołał w latach 90.). Ale zagrałem i – chociaż
większość takich gier szybko odinstalowuję – przeszedłem. Całą. Nie na sto. Nie
pięć gwiazdek te moje parki, ale też i, o dziwo, nie tak, żeby tylko przejść
byle jak. I bawiłem się całkiem fajnie, spędzając ponad 36 godzin i mając
zamiar ograć w końcu część drugą, ale to już za jakiś czas. Kto wie, może w
przyszłe wakacje?
Fabuła? W takich przypadkach treść w zasadzie nie
ma znaczenia i zbytnio nie istnieje. Ogólnie chodzi o to, że mamy zbudować park
z dinozaurami. Do dyspozycji mamy kilka wysp, każda nieco inna, z innymi
problemami początkowymi. Zdarza się, że na start nie mamy nawet grosza, a
biznes ogarnąć trzeba. I tak się to toczy, do jednego zadania, do drugiego, od jednego
budynku do kolejnego, zajmując się kolejnymi rzeczami i starając nie tylko przyciągnąć
gości, ale i zadbać o to, by dinozaury ich nie pożarły – a przynajmniej nie za
dużo z nich…
Gra to typowe budowanie. Jej zasadniczy plus jest
taki, że jednak jest łatwa, taka dla odprężenia i wyłączenia myślenia, kiedy
już opanuje się mechanikę całości. Dla niektórych może być to spory minus, ale
wszystko zależy od tego, czego od gier oczekujecie – ja stawiam na zabawę, na
dynamikę i wyluzowanie i „Evolution” mi to zapewniło, z jednoczesną niewielką,
ale zawsze dawką planowania i kombinowania przy niektórych wyspach albo w
sytuacjach, gdy naprawdę sporo się działo, a działo. Nie powiem, że wyeleminowane
zostały wszystkie minusy podobnych produkcji – bywa chociażby, że trzeba
siedzieć i czekać, aż postacie wrócą z kolejnej ekspedycji albo minie czas potrzebny
na skonstruowanie danego ulepszenia, czasem musimy zaczekać aż stworzony zostanie
lek albo park przyniesie zysk potrzebny do zaliczenia zadania – niemniej stara
się jakoś to uatrakcyjnić. Bo w dowolnym momencie możemy wskoczyć w jeepa i pojechać
na wybieg robić zdjęcia dinozaurom, leczyć je, dokonywać napraw czy uzupełniać
im paszę. Co prawda wszystko to – poza robieniem zdjęć, na których też można
zarabiać – można też robić niejako z automatu, wyznaczając zadania ekipom i nie
brać udziału, ale można też i pojeździć sobie po parku, jak ktoś lubi.
Cała rozgrywka polega na tym, by tak rozbudować
park, żeby zdobyć jego konkretny rating i odblokować w ten sposób kolejną wyspę
czy jakieś możliwości. Żeby to zrobić musimy z jednej strony budować
infrastrukturę parku, dbać o to, by klienci mieli gdzie zjeść, gdzie się
zabawić albo przenocować, a z drugiej przyciągać ich uwagę coraz to nowymi
dinozaurami. By zaś mieć te dinozaury, trzeba wysyłać ekspedycje
paleontologiczne, które prowadzą wykopaliska i zdobywają materiał genetyczny,
który albo możemy sprzedać, albo wyekstraktować, żeby tworzyć i ulepszać gady w
naszym parku. Oczywiście gdy gady już mamy, trzeba zadbać o ich komfort, właściwe
rośliny czy warunki na ich wybiegu, a i zabezpieczenie terenu, by nie miały za
bardzo jak i dokąd uciec. Oczywiście jeśli nie zbudujemy konkretnego działu, nie
będziemy mogli choćby wysyłać ekspedycji, więc podstawą jest jak najszybsze
stworzenie poszczególnych budynków, które nam to umożliwią. A po drodze mamy
zadania z różnych działów naszego parku – ochrony czy rozrywki, a wykonywanie
ich musimy zbalansować, żeby ktoś nie poczuł się zaniedbany i nie zaczął nam w
tym parku bruździć.
Brzmi skomplikowanie? A jest prosto. Gra nie ma jakiegoś zawrotnego tempa, więc na zrobienie wszystkiego jest czas, a jak park zacznie zarabiać i pozwy o śmierć turystów w paszczach dinozaurów nie pożrą nam zysków, trudno jest przegrać. Gdy wszystko się kręci, a łatwo jest wprawić park w ruch, zyski płyną i płyną i docieramy do momentu, gdzie nie ma czasem na co wydawać. Wtedy zostaje w sumie zabawa i ulepszanie parku. Az do finału, gdzie w końcu dostajemy w swoje ręce wyspę z filmów, a wraz z nią, w nagrodę, nieograniczone możliwości budowania, rozwijania etc. bez konieczności martwienia się o to czy wygramy, czy przegramy. To po prostu nasza piaskowania, już bez wymagań od nas co z nią zrobimy. Całkiem nieźle to wygląda, chociaż wiadomo, grafika arcydziełem nie jest, brakuje też trochę chociażby ukazania wykopalisk, bo wysyłamy ludzi do punkcików na mapie, ale poza licznikiem mierzącym czas dzielący nas od ich powrotu, nie mamy nic, ale fajnie było w to pograć, fanie było spędzić – w moim przypadku – ponad 36 godzin. I wierzę, że fajnie będzie wrócić do tego świata wraz z kolejną częścią.
Komentarze
Prześlij komentarz