Kult kanibali - Guy N. Smith

Mark Sabat był już i księdzem i gejem i egzorcystą i komandosem SAS, teraz natomiast walczy ze złem, a także z dzielącą z nim jego ciało duszą demonicznego brata. Wmieszany w chorą intrygę, pomaga w odzyskaniu ciała straconego sadysty kanibala zwanego Francuskim Potworem i wbrew woli staje się członkiem kultu kanibali, z którym jednocześnie toczy bój...


Jeśli miałbym porównać do czegoś literaturę, jaką uprawia Smith, miałbym spore trudności, ale porównałbym jej jakość do muzyki Disco Polo. Dno. Najniższy szczebel na drabinie literatury. Nie dość, że stylistycznie powieść to koszmar, to treść jest tak miałka, pozbawiona choćby elementarnej logiki czy sensu, głupia, nużąca, nie potrafiąca ani obrzydzić, ani przestraszyć, ani zniesmaczyć (a to akurat sztuka, skoro mamy i gwałty, mordowanie, pieczenie żywcem malutkich dzieci, nekrofilię, klerofilię, pedofilię, egzekucje, kanibalizm, tortury... wymieniać mógłbym tak długo, tylko po co?). Niby to tylko 170 stron, a nuży.


Owszem, jest to horror, który niektórym może się spodobać, ale żeby się spodobał, czytelnik musi nie mieć żadnych oczekiwań, nie szukać w literaturze ani odrobiny wartości, a także najlepiej jak wyzbyłby się szacunku i dla siebie. Wtedy może, ale tylko może, choć odrobinę byłby zadowolony i nie żałował czasu spędzonego na lekturze.


Ja żałuję i doskonale rozumiem, czemu o Smithie nikt już prawie nie pamięta. Odradzam!

Komentarze