Gnat, tom 1: Dolina, czyli równonoc wiosenna - Jeff Smith


CARTOONOWE ARCYDZIEŁO


Czy komiks cartoonowy może być arcydziełem nie tylko w swoim gatunku? To pytanie w zasadzie retoryczne, bo przez dekady udowodnili nam to najróżniejsi twórcy, w tym między innymi Carl Barks czy Don Rosa (celowo pomijam tu autorów pasków komiksowych, które są jednak oddzielną kategorią), ale jeśli ktoś dotychczas nie był przekonany, „Gnat” z pewnością skłoni go do zmiany zdania. Dlaczego? Bo to absolutnie zachwycająca seria, wykraczająca daleko poza wszelkie ramy i oferująca naprawdę wspaniałą zabawę.


Kant Gnat, cwaniak, oszust i najbogatszy mieszkaniec Gnatowa zostaje wygnany z miasta, a wraz z nim w drogę wyruszają także Chichot Gnat i jedyny rozsądny i porządny członek rodziny, Chwat Gnat. Bez jedzenia, picia i mapy, błądzą na terenach, które nigdy nie zostały opisane – przynajmniej przez Gnatów, aż w końcu zostają rozdzieleni przez atak szarańczy. Zmuszony do samotnej wędrówki Chwat, uratowany przez poznanego przypadkowo smoka, ostatecznie trafia do niezwykłej Doliny, gdzie żyją gadające owady, chcące go pożreć Szczurostwory i wiele innych niesamowitych istot. Poznany na początku robaczek Ted decyduje się pomóc Chatowi znaleźć Chichota i Kanta, a także obiecuje zabrać go do Zadry, która wie prawie wszystko o tym świecie, więc z pewnością zaprowadzi go do z powrotem do Gnatowa. Tylko musi to zrobić szybko, bowiem zima nadchodzi w tych stronach znienacka, a kiedy już nadejdzie, Gnat będzie musiał pozostać tu do wiosny. Niestety, spada śnieg, Ted znika, a Chwat musi sobie radzić sam w nowym otoczeniu. Z czasem zdobywa przyjaciół, poznaje piękną dziewczynę i jej ścigającą się z krowami babcię i… Nie, nie pojawia się napis „i żyli długo i szczęśliwie”, to dopiero początek szalonych przygód!

 

Ale w tym szaleństwie jest metoda. I jest też absolutna wielkość. Z pozoru „Gnat” to prosta, cartoonowo narysowana opowiastka humorystyczna, osadzona w realiach fantasy (choć z tym byłbym ostrożny, jest niezwykły świat i równie niezwykłe stworzenia, ale przecież główny bohater czyta „Moby Dicka”, a Chichot uwielbia komiksy), ale jest w tej opowieści o wiele więcej, niż widać to na pierwszy rzut oka. Niektóre z tych rzeczy da się jasno określić, inne tylko się czuje, jest tu piękno prostoty, ale też i pewna magia. Jeff Smith „Gnatem” składa hołd wielu dziełom, które go ukształtowały zaczynając od komiksów Carla Barksa (ojca Sknerusa McKwacza) i „Pogo” Walta Kelly’ego, po „Gwiezdne wojny” i „Władcę pierścieni”. Ze zmiksowania tych wszystkich elementów wyszło dzieło wspaniałe, pełne dziecięcego zachwytu i dojrzałej perspektywy. Rozrywkowo ambitne, bardzo europejskie jak na amerykańskie standardy i pełne znakomitego humoru. „Gnata” docenili czytelnicy, ale docenili także i krytycy, przyznając mu dziesięć nagród Willa Eisnera, zwanych także komiksowym odpowiednikiem Oskarów (w tym dla najlepszego scenarzysty/rysownika, najlepszej serii i najlepszego tytułu humorystycznego), jedenaście nagród Harveya oraz trzynaście kolejnych nominacji do Eisnera. Magazyn Wizard natomiast umieścił zebraną w tym tomie historię „Wielki krowi wyścig” na 32 miejscu najlepszych komiksów w historii, stawiając przed takimi dziełami, jak „Liga niezwykłych dżentelmenów”, „300” czy „Batman: Długie Halloween”.

 

Robi wrażenie, prawda? Ale i wielkie wrażenie robi także sam komiks. Jest w nim coś uroczego, rozbrajającego i po prostu pięknego. Budzi sentyment za dzieciństwem, fascynuje, rozbraja i poprawia humor. I jeszcze te postacie… sympatyczny Chwat, urocza Zadra, a do tego jeszcze babcia (wyglądająca jak z przygód Tweety’ego, ale mająca olbrzymią siłę i ochotę do szaleństw), która z miejsca kradnie serce czytelnika. A wszystko to prosto, ale wspaniale narysowane i z szacunkiem dla długiej tradycji cartoonowych ilustracji. Po prostu coś wspaniałego. Dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście „Gnata”, nadróbcie to jak najszybciej. Naprawdę warto, pod każdym względem. Oby więcej było na naszym rynku takich klasycznych nowości.

Komentarze

Prześlij komentarz