JESTEM
SZALEŃCEM
„Batman” był zdecydowanie najlepszą
serią z New 52 (w Polsce znanym pod
nazwą Nowe DC Comics), moje
oczekiwania co do jej kontynuacji w ramach Odrodzenia
DC były więc duże. I to bardzo. Ostatecznie okazało się, że twórcy poszli w
zupełnie inną stronę niż ich poprzednicy i nie zdołali osiągnąć takiego poziomu,
jak oni, ale nowe przygody Człowieka Nietoperza to wciąż kawał dobrej rozrywki,
po którą sięgam z ochotą, a która (po pytaniach, jakie postawiono w „Wojnie
Darkseida” i „Uniwersum DC: Odrodzenie”) ma jeszcze szansę naprawdę zachwycić czytelników.
Co tym razem czeka na naszego
herosa? Po starciu z posiadającymi supermoce samozwańczymi obrońcami Gotham i
koszmarze, jaki stał się jego udziałem, gdy do miasta dotarł huragan, a po jego
ulicach zaczęły biegać najprawdziwsze potwory, Batman musi zająć się kolejnymi
dwoma sprawami. Pierwszą z nich jest samobójcza misja dotarcia na wyspę Santa
Prisca do siedziby Bane’a. Misja, w której towarzyszy mu… zbieranina szaleńców
z Arkham. Dzięki nim Mroczny Rycerz ma szansę przetrwać całą akcję, ale jaką
cenę przyjdzie mu za to zapłacić?
Potem na scenę powraca Catwoman i
uczucia, jakie (z wzajemnością) żywi do niej Batman. Co nowego przyniosą ich
wzajemne relacje, które osłabiła odmiana rzeczywistości we „Flashpoincie”? I
jak Batman ma pogodzić swoją walkę ze zbrodnią z miłością do złodziejki?
„Batman” z „Odrodzenia”, choć
będący bezpośrednią kontynuacją „Batmana” z „New 52”, jest już zupełnie inną
historią. Zmienił się nieco sam główny bohater (można to wyjaśnić jego powrotem
zza grobu), zmienili też i przeciwnicy – głównie dlatego, że miejsce dawnych
wrogów zajęli nowi. I zmienił się także klimat. Ale to nadal dobra seria
komiksowa, do której chętnie wracam i ciekaw jestem co przyniesie przyszłość.
Jakie są plusy tego nowego „Batmana”?
Przede wszystkim wciąż mamy tu do czynienia z lekką, przyjemną przygodówką. Pierwsza
z zebranych tu historii przypomina nieco znakomite „All-Star Batman”, jest
dynamiczna i nie nudzi. Lepsza jednak jest druga, w której mamy do czynienia z
uczuciową stroną życia Mrocznego Rycerza, bohatera chłodnego przecież i
zdystansowanego do kobiet. Poruszano ten temat wielokrotnie, ale wciąż budzi
emocje i intryguje.
Znakomita jest też szata graficzna.
Bardziej typowa dla mainstreamowych dzieł, niż to mieliśmy okazję oglądać w „New
52”, ale realistyczna, mroczna i dobrze pasująca do całości. Kolor też jest
udany i choć, jak już wspominałem, te komiksy z „Batmanem” nie są już tym, czym
były, gdy odpowiadał za nie duet Snyder/Capullo, to nadal mamy tu solidną
porcję dobrej zabawy, z kilkoma świetnymi momentami. Poza tym, obok „Supermana”
i „Action Comics” przygody Mrocznego Rycerza są najlepszym, co ma do zaoferowania
„Odrodzenie” i warto rozejrzeć się za nimi wśród nowości.
Komentarze
Prześlij komentarz