BOGINI
PIORUNÓW
Całkiem niezła seria „Thor” pisana
przez Jasona Aarona zakończyła się na czterech tomach w momencie, kiedy
tytułowy bohater stał się niegodny dzierżenia swojego młota. Nowy tytuł z
asgardzkim bogiem piorunów zaczyna się w tym właśnie miejscu, wprowadzając na
scenę całkiem nową postać i kontynuując wątki z poprzedniej odsłony. Ale szczypta
tajemnicy, powrót Odyna i utrzymanie całości w klimacie kinowych filmów z
Thorem sprawia, że „Gromowładna” to rozrywka lepsza, niż się spodziewałem – a zarazem
także lepsza od swego poprzednika.
W wyniku wydarzeń opisanych w
evencie „Grzech Pierworodny” Thor, po tym, jak Fury wyszeptał mu coś do ucha,
przestał być godny dzierżenia Mjonira. Młot przebywa obecnie na Księżycu i
heros, mimo usilnych starań, nie jest w stanie go podnieść. Co takiego usłyszał
od Fury’ego? To na razie musi zaczekać. Powraca bowiem Odyn, który chce
odzyskać swoją władzę od żony. Jak się jednak okazuje, ani żaden z Asgardczyków,
ani nawet on, nie są w stanie podnieść Mjolnira. Czyżby więc to nie Thor był
niegodny, a coś stało się z samym młotem? Jakby mało było kłopotów, Ziemię
atakują lodowe olbrzymy, a Odyn i Freyja mają odmienne zdanie na temat tego,
czy pomóc mieszkańcom Midgardu.
Tymczasem na Księżycu pojawia się
ona, tajemnicza kobieta, która podnosi młot i zaczyna nim władać. Jako bogini
piorunów wkracza do akcji. Teraz to w jej rękach spoczywa bezpieczeństwo Ziemi,
ale Thor nie zamierza siedzieć spokojnie w obliczu czegoś takiego. Kim jest nowa
gromowładna? I jakie sekrety skrywa?
Nie jestem wielkim fanem komiksów
Jasona Aarona. Miewa on rzeczy naprawdę znakomite, częściej jednak nie wybija
się ponad przeciętność, serwując czytelnikom dziwne pomysły, które niczym nie
zachwycają. „Thor: Gromowładna” nie jest co prawda komiksem z wyższej półki,
nie ma w nim ambitnego zamysłu ani też większej głębi, ale w tym wypadku wyszło
to opowieści na plus.
W „Thorze: Gromowładnym” Aaron próbował
wejść m.in. w polemikę z tematem zanieczyszczeń i ochrony środowiska, ale nie
wycisnął z tego tematu nic, ponad oczywiste i łopatologiczne wnioski. W „Gromowładnej”
co prawda firma Roxxon nie znika, jednak scenarzysta stawia przede wszystkim na
dobrą, lekką i przyjemną rozrywkę. Jest tu sporo humoru, kilka zaskoczeń i parę
intrygujących pytań, na które w tym tomie nie dostajemy odpowiedzi. Jest też
pewne odświeżenie całości, z jednoczesnym zachowaniem tego, co w poprzedniej
odsłonie serii było dobre. A mi bardzo to odpowiada.
Poza tym strona graficzna też
wypada w bardzo dobry sposób. Większość albumu narysowana została w sposób
czysty i realistyczny, ostatni zeszyt, prostszy i bardziej cartoonowy, też
wypada nieźle (Thor wygląda tu czasem jak grający go w filmach Chris Hemsworth),
a całość pozostawia po sobie dobre wrażenie. Miłośnicy Thora i klimatów, jakie
oferowały przede wszystkim dwa pierwsze filmy o jego przygodach, będą
zadowoleni i to bardzo.
Komentarze
Prześlij komentarz