Zabij albo zgiń #2 - Ed Brubaker, Sean Phillips

ZABIJ I NIE DAJ SIĘ ZABIĆ


Pierwszy tom „Zabij albo zgiń” okazał się lekturą o niebo lepszą, niż się spodziewałem i jednym z najpozytywniejszych zaskoczeń, jeśli chodzi o ofertę Non Stop Comics. Dlatego na drugi czekałem z wielką niecierpliwością. Ale wreszcie jest, mam go w swoich rękach i mogę powiedzieć, że warto było czekać, a seria z każdą częścią wciąga mnie tylko bardziej i bardziej.


Zanim jednak przyjrzę się bliżej temu albumowi, przypomnijmy sobie o co w tym wszystkim chodzi. Jak słusznie zauważa główny bohater, ludzie pamiętają ledwie pięć minut – co czasem jest błogosławieństwem – warto więc to zrobić. Otóż młody mężczyzna, Dylan, postanowił się zabić, ale i to, jak wiele innych rzeczy, mu nie wyszło. Przeżył, ocalony przez demona, odkrył, że wcale nie chce umierać, a wspomniany demon zażądał od niego zapłaty w postaci zabijania złych ludzi. Jeśli nie będzie tego robił, sam zginie. Czy to prawdziwa moc nieczysta, czy też jego psychika, Dylan nie wie, ale ponieważ próby przeciwstawienia się temu kończą się dla niego źle, zaczyna działać jako swoisty antybohater.

I w tym tomie działa nadal. Niestety sytuacja zaczyna się komplikować, bo policja wie o zamaskowanym mścicielu i nie zamierza przymykać oka na jego działania. Co zrobi Dylan, kiedy wpadnie na jednego z funkcjonariuszy? To na razie kwestia na przeszłość. Póki co w jego życiu prywatnym dzieje się niewiele mniej. Chłopak zaczyna przygotowywać się coraz lepiej do swojej roli, do tego Kira i Mason zrywają, ale dziewczyna spędza z Dylanem coraz mniej czasu. Na dodatek powraca jego była, a to dopiero początek…


Świetna psychologia postaci. Akcja niczym z „Breaking Bad”. Znakomity scenariusz, napisany w sposób krwisty i żywy. A wreszcie także absolutnie genialna szata graficzna. Właśnie to, oczywiście między innymi, ma do zaoferowania „Zabij albo zgiń”. Ed Brubaker, znakomity scenarzysta, wspina się tu na wyżyny swoich możliwości, serwując nam ciekawą, przekonującą fabułę i świat zaludniony przez psychologicznie przekonujące postacie. Mamy tu szybkie tempo, szaloną, krwawą akcję, ciągłe retardacje… Przebywa też interesujących wątków pobocznych, a całość czyta się po prostu jednym tchem.


A jak genialnie przy tym ogląda. Kreska Seana Phillipsa jest realistyczna, bardzo europejska, ale przez to wnosząca wiele świeżości. Bohaterowie i tła są uchwycone z fotorelistyczną precyzją, nie ma tu żadnego straconego rysunku, a przy okazji kolor Elizabeth Breitweiser należy do jednych z najlepszych komputerowo kładzionych, jakie spotkałem. Niby prosty, niby brudny, momentami nawet niechlujny, ale w tym wszystkim absolutnie rewelacyjny. Kolorystka w wyśmienity sposób buduje tutaj klimat i doskonale uzupełnia także ilustracje Phillipsa. Rzadko zdarzają się tak wyraziste i znakomite prace na tym polu, więc tym bardziej należy ją docenić.


Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Jeśli lubicie dobre, mocne komiksy, nie wahajcie się ani chwili i poznajcie „Zabij albo zgiń”. Naprawdę warto.

Komentarze