ZABIJ
I NIE DAJ SIĘ ZABIĆ
Pierwszy tom „Zabij albo zgiń” okazał
się lekturą o niebo lepszą, niż się spodziewałem i jednym z najpozytywniejszych
zaskoczeń, jeśli chodzi o ofertę Non Stop Comics. Dlatego na drugi czekałem z
wielką niecierpliwością. Ale wreszcie jest, mam go w swoich rękach i mogę
powiedzieć, że warto było czekać, a seria z każdą częścią wciąga mnie tylko
bardziej i bardziej.
Zanim jednak przyjrzę się bliżej
temu albumowi, przypomnijmy sobie o co w tym wszystkim chodzi. Jak słusznie zauważa
główny bohater, ludzie pamiętają ledwie pięć minut – co czasem jest
błogosławieństwem – warto więc to zrobić. Otóż młody mężczyzna, Dylan,
postanowił się zabić, ale i to, jak wiele innych rzeczy, mu nie wyszło. Przeżył,
ocalony przez demona, odkrył, że wcale nie chce umierać, a wspomniany demon
zażądał od niego zapłaty w postaci zabijania złych ludzi. Jeśli nie będzie tego
robił, sam zginie. Czy to prawdziwa moc nieczysta, czy też jego psychika, Dylan
nie wie, ale ponieważ próby przeciwstawienia się temu kończą się dla niego źle,
zaczyna działać jako swoisty antybohater.
I w tym tomie działa nadal. Niestety
sytuacja zaczyna się komplikować, bo policja wie o zamaskowanym mścicielu i nie
zamierza przymykać oka na jego działania. Co zrobi Dylan, kiedy wpadnie na
jednego z funkcjonariuszy? To na razie kwestia na przeszłość. Póki co w jego
życiu prywatnym dzieje się niewiele mniej. Chłopak zaczyna przygotowywać się
coraz lepiej do swojej roli, do tego Kira i Mason zrywają, ale dziewczyna
spędza z Dylanem coraz mniej czasu. Na dodatek powraca jego była, a to dopiero
początek…
Świetna psychologia postaci. Akcja
niczym z „Breaking Bad”. Znakomity scenariusz, napisany w sposób krwisty i
żywy. A wreszcie także absolutnie genialna szata graficzna. Właśnie to,
oczywiście między innymi, ma do zaoferowania „Zabij albo zgiń”. Ed Brubaker,
znakomity scenarzysta, wspina się tu na wyżyny swoich możliwości, serwując nam
ciekawą, przekonującą fabułę i świat zaludniony przez psychologicznie
przekonujące postacie. Mamy tu szybkie tempo, szaloną, krwawą akcję, ciągłe
retardacje… Przebywa też interesujących wątków pobocznych, a całość czyta się
po prostu jednym tchem.
A jak genialnie przy tym ogląda.
Kreska Seana Phillipsa jest realistyczna, bardzo europejska, ale przez to
wnosząca wiele świeżości. Bohaterowie i tła są uchwycone z fotorelistyczną
precyzją, nie ma tu żadnego straconego rysunku, a przy okazji kolor Elizabeth
Breitweiser należy do jednych z najlepszych komputerowo kładzionych, jakie
spotkałem. Niby prosty, niby brudny, momentami nawet niechlujny, ale w tym
wszystkim absolutnie rewelacyjny. Kolorystka w wyśmienity sposób buduje tutaj
klimat i doskonale uzupełnia także ilustracje Phillipsa. Rzadko zdarzają się
tak wyraziste i znakomite prace na tym polu, więc tym bardziej należy ją
docenić.
Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Jeśli
lubicie dobre, mocne komiksy, nie wahajcie się ani chwili i poznajcie „Zabij
albo zgiń”. Naprawdę warto.
Komentarze
Prześlij komentarz