Deadpool Classic, tom 5 - Joe Kelly, James Felder, Pete Woods, Walter McDaniel, David Brewer, Joe Cooper, Mark Powers, Brian Smith
ZOMBIE,
KRÓLICZKI, KLON, SUMO I… ŻONA?
Mam wrażenie, że ledwie w moje ręce
trafił czwarty zbiorczy tom klasycznych przygód Deadpoola, a już czytam piąty.
I chociaż ta postać nigdy nie należała do moich ulubieńców, cieszę się, że
zacząłem regularnie sięgać po historie z Najemnikiem z Nawijką. W końcu czarny,
niepoprawny politycznie humor, szalona akcja mająca za nic świętości
marvelowskich serii (pamiętacie finał poprzedniej części?), dużo dowcipów, sporo
brutalności, szybka akcja robią swoje. Co prawda klasyczny "Deadpool"
różni się od tego z Marvel Now zdecydowanie większą ilością tekstu i dialogów,
ale zabawa w obu przypadkach utrzymana jest na podobnym poziomie i nie sposób
się przy niej nudzić, choć żadnych wyższych wartości tutaj nie znajdziecie.
Jeśli myśleliście, że po wielkim pojedynku,
jaki twórcy zaserwowali Deadpoolowi w poprzednim tomie z okazji 25 zeszytu,
akcja choć trochę zwolni to chyba nigdy nie czytaliście żadnej komiksowej
serii. Najemnik z Nawijką znów musi radzić sobie z zagrożeniami na kosmiczną
skalę, kiedy pojawia się pewien potężny wróg, którego wszyscy znają. Oczywiście
bardziej prywatnych przeciwników także nie zabraknie, a do tego zjawią się wojownicy
sumo, szablastozębne króliki, zombiaki, arabska księżniczka i… Cóż, Peter
Parker może mieć swoje klony, dlaczego więc Wade Wilson miałby zostawać w tyle?
Do tego Deadpool dowiaduje się, że być może jest… żonaty!
Czy można nie lubić Deadpoola? Tego
brutalnego, szalonego mordercy, który do wszystkiego podchodzi z humorem,
prawie nie ma hamulców moralnych i ciągle pakuje się w coraz to nowsze kłopoty?
Pewnie, że można. W końcu nie ma w nim za wiele oryginalności. Już sam wygląd
(plus rzucane przez niego dowcipy) kojarzą się ze Spider-Manem. Cała reszta
taka, jak mordercze skłonności, brak poprawności politycznej, regeneracja itd.
są jakby żywcem zaczerpnięte z przygód Lobo (choć oficjalnie Deadpool to
parodia Deathstrokea z DC - Lobo zaś to DC-owska wersja Wolverine'a - cóż w
świecie komiksu można wszystko, poza ożywieniem wujka Bena i Gwen Stacy). Ale
jeśli tylko przymknąć na to oko (a da się to zrobić z łatwością), przygody tego
antyherosa wciągają i dostarczają naprawdę dobrej zabawy.
W "Deadpoolu", jak w
większości serii Marvela, echem odbijają się też liczne wydarzenia dziejące się
w uniwersum. Na szczęście nie trzeba ich znać by czerpać przyjemność z
rozrywki, choć miłośnicy znający szerszy kontekst będą bawić się lepiej. Całość
jest poza tym naprawdę dobrze narysowana. Kreska, znajdująca się na styku
realizmu i cartoonowości, doskonale pasuje do treści. Do tego mamy prostą, ale
bardzo kolorową paletę barw - tak samo dobrze dobraną co reszta elementów, a
całość wieńczy tradycyjnie świetne wydanie w twardej oprawie.
Miłośnicy Deadpoola, jak i komiksów
Marvela będą zadowoleni. Ja bawię się dobrze czytając tę serię i mam nadzieję,
że nieprędko doczekamy się jej końca. Choć oczywiście czytelnicy szukający
ambitnej komiksowej rozrywki mogą poczuć się zawiedzeni.
Słyszałam właśnie, że te komiksy są super. Muszę kiedyś przeczytać :D
OdpowiedzUsuńMi Deadpool również kojarzy się ze Spiderman'em. :)
OdpowiedzUsuń