PARODYSTYCZNY
HOŁD
Sięgając po ten komiks nie do końca
wiedziałem czego mam po nim oczekiwać. Czyżby to była kolejna cartoonowa
opowieść dla dzieci i młodzieży? Coś co bawiąc uczy, ucząc bawi? Takie miałem
pierwsze, (jak się potem okazało mylne) wrażenie. Na szczęście „Kapitan Szpic i
wielki cyrk” (ach, jakże to adekwatnie dobrany do treści tytuł!), okazał się
całkiem pozytywnym zaskoczeniem i chociaż nie jest to żadna wybitna opowieść,
jako sympatyczna rozrywka sprawdza się naprawdę dobrze.
Pewnej kobiecie gnie walizka na
peronie. Harcerze, rozbijający namiot na łonie przyrody, są świadkami jak
gangsterzy wrzucają do wody zdrajcę, ubranego w cementowe buciki. Co to ma
wspólnego z szajką złodziei, nad rozpracowaniem której pracuje Kapitan Szpic?
Może wszystko, może nic. To trzeba będzie wyjaśnić, ale czy w ogóle jest
szansa, że się uda? Gdy funkcjonariusze dochodzą do wniosku, że popełniane
przestępstwa to jakiś cyrk, postanawiają przyjrzeć się cyrkowi właśnie. Tak się
bowiem składa, że ten od tygodnia jest w miasteczku. Śledztwo wiedzie ich
jednak w najmniej oczekiwane rejony, ale tak to już jest, gdy policjanci mają
IQ na poziomie Franka Drebina i podobne jemu zdolności dedukcji…
Autorzy nie stworzyli tutaj nic
oryginalnego - i taka jest prawda o tym zeszycie. Nie stworzyli także nic
wybitnego, bo fabuła czasem gubi spójność. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo
udało im się zaprezentować całkiem udaną i przede wszystkim zabawną parodię
rodzimych komiksów z czasów szczytowego PRL-u. Są tu harcerze, jest mili...
policjant, typowi bandyci, nieco przygód... Długo by wymieniać. Twórcy
jednocześnie wyśmiewają się z tego wszystkiego i składają hołd, rzeczom, na
którym zapewne sami się wychowali.
Jednocześnie starają się by całość
przypominała dzieła Baranowskiego. Humor jest tu absurdalny i daleki od
grzecznego czy przeznaczonego dla najmłodszych. Nie jest może wyszukany, ale
jego dwuznaczność i zabawy słowne są przyjemne i w większości przypadków udane.
Najlepiej wypadają tu chyba co prawda reklama „Wielkiej Kolekcji
Najsuperextraśnych Komiksów Makrela i Dyszy Comix” oraz zapowiedź kolejnego
tomu („Kapitan Szpic i Czarna Niechceceste”), ale i to, co dzieje się w trakcie
samej fabuły bynajmniej nie zawodzi.
Jeśli chodzi o rysunki, mamy tu
dość prostą, cartoonoą robotę. Kreska jest typowa dla tego typu komiksów,
wyrosła na gruncie Janusza Christy i Szarloty Pawel z domieszką wspomnianego
już Tadeusza Baranowskiego. Jest kolorowa, jest prosta, ale jest też miła dla
oka. W skrócie: całkiem udana, tak jak i cała reszta. Zeszyt ten to niezła
parodia i mam nadzieję, że na jednym numerze ta opowieść się nie skończy, bo
naprawdę ma swój urok.
Komentarze
Prześlij komentarz