PROBLEMY
Z OJCAMI
1000 zeszyt „Action Comics”,
najstarszej superbohaterskiej serii komiksowej, bo ukazującej się od 1938 roku,
zbliża się wielkimi krokami (polska premiera przewidziana jest na kwiecień tego
roku). Zanim to jednak nastąpi, czytelnicy znad Wisły dostają w swoje ręce
najnowszy, piąty tom przygód Superman w wykonaniu Dana Jurgensa, poprzedzający
ów numer. Komu podobały się poprzednie części, z tej również będzie bardzo
zadowolony, bo to kawał dobrego komiksu, który w świetnym stylu łączy klimaty
znane z zeszytówek z Supermanem z lat 90. ze współczesnymi trendami.
Problemy z ojcami. Z tym mierzyć
będą musieli się zarówno Superman, jak i Lois Lane. Bo co by było gdyby tata
Człowieka ze Stali przeżył zagładę Kryptona? Gdy Superman i Booster Gold
wyruszają w podróż w czasie i trafiają na nieistniejącą już planetę tego
pierwszego, Jor-El łączy siły z Generałem Zodem by zająć się intruzami. Do
akcji włącza się jednak nie tylko rodzina Zoda, ale także i Eradicator…
Tymczasem na Ziemi nie dzieje się
wcale lepiej. Ojciec Lois znika, a ponieważ nikt najwyraźniej nie jest w stanie
nic zrobić, to ona bierze sprawy w swoje ręce. Pomaga jej Jon, ale co oboje
czeka w trakcie tej misji?
Dan Jurgens to zdecydowanie jeden z
najważniejszych scenarzystów, jacy pracowali nad przygodami Supermana. To on
bowiem doprowadził do ślubu jego i Lois Lane i to spod jego ręki wyszedł wielki
event „Śmierć Supermana” oraz następujące po nim „Rządy Supermanów”. Jednakże
obok takich postaci, jak Doomsday czy Superman-cyborg, Jurgens stworzył jeszcze
jednego istotnego bohatera, którego – tak i dwóch wyżej wymienionych –
postanowił przywrócić na łamy „Action Comics”, kiedy po latach wrócił do jego
pisania – Booster Golda. I to właśnie robi w tym albumie, jak zwykle znakomicie
grając na sentymentach starszych odbiorców pamiętających jego scenariusze z lat
90., a jednocześnie dbając o to, by rzecz była atrakcyjna także dla zupełnie
nowych odbiorców.
A trzeba przyznać, że robi to w
znakomitym stylu, powracając do własnych wątków, motywów i postaci, wciskając
to wszystko w jakże szaloną i widowiskową akcję i w wielkim stylu żegnając się
ze swoją przygodą z pisaniem najnowszych przygód Supermana. Co prawda jeszcze w
kolejnym tomie (czyli owym wspominanym już 1000 zeszycie) dołoży swoje trzy
grosze, ale będzie to już przekazanie pałeczki nowym artystom. Dlatego to
właśnie tu Jurgens zabiera nas na szaloną jazdę bez trzymanki, puszczając oko
do czytelników zaznajomionych z serią, a całej reszcie serwując spektakularną
opowieść akcji, którą czyta się tak, jak ogląda wypełnione po brzegi efektami
specjalnymi kinowe blockbustery. A wszystko to podlane sentymentalnymi
uczuciami do postaci Człowiek ze Stali i przygotowujące grunt pod nowe
przygody.
Czy wszystko, co w jakże
przepełnionych pytaniami poprzednich tomach zostało tak intensywnie rozpoczęte,
znajduje tu swój finał? Nie będę Wam tego zdradzał, ale jeśli bawiliście się
dobrze czytając wcześniejsze części, tym bardziej dobrze będziecie bawić się
przy tej. Jurgens utrzymał poziom, wszystko też w intrygujący sposób
doprowadził do finału, a całość zyskała tradycyjnie udaną, choć nie wybitną,
szatę graficzną, do której scenarzysta – a w latach 90. także rysownik
„Superman”, „Action Comics” i innych tytułów – też dołożył co nieco.
Efekt finalny jest jak najbardziej
satysfakcjonujący, a ja mam ochotę nie tylko jak najszybciej złapać za
„Superman #1000”, ale też i najlepiej jeszcze raz przeczytać supermanową sagę
Jurgensa z „Odrodzenia”. Oczywiście przeplatając ją też zeszytami analogicznej
serii „Superman”. A Wam polecam nie tylko ten zeszyt, ale wszystkie poprzednie,
bo to po prostu kawał świetnego komiksu rozrywkowego, przy którym nie ma nawet
szansy na chwilę nudy.
Komentarze
Prześlij komentarz