Łasuch, tom 3 - Jeff Lemire

OSTATNIA NADZIEJA LUDZKOŚCI


Trzeci i zarazem ostatni tom „Łasucha”, autorskiej serii Jeffa Lemire’a, pojawił się niedawno wśród komiksowych nowości. Jak na tytuł ze stajni Vertigo przystało, całość okazała się dojrzałą, emocjonującą i intrygującą serią, która chyba żadnego czytelnika nie pozostawiła obojętnym. Teraz, gdy wszystko dobiegło wreszcie końca, śmiało mogę powiedzieć, że warto było przeczytać całość i że finał godnie podsumowuje całą, liczącą czterdzieści zeszytów opowieść, która na głowę bije większość współczesnego (i nie tylko) post apo.


Zaczyna się ostatni etap drogi bohaterów. Gus, Jepperd i cała reszta w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie co wywołało zarazę, docierają na północ Alaski, gdzie wszystko się zaczęło. Czy uda im się odkryć prawdę? I czy jest szansa by znaleźli lekarstwo, które ocali ludzkość? A może dla naszego gatunku nie ma już nadziei?


„Łasuch" to seria bardzo dobra, rewelacyjna wręcz, choć trudno dokładnie powiedzieć skąd się bierze jej siła wymowy. Na pewno talent Lemire’a nie jest tu bez znaczenia, bo autorowi udało się stworzyć z ogranych motywów naprawdę znakomitą rzecz, mam jednak wrażenie, że i sam bohater, dziwnie niewinny, naiwny, a co za tym idzie i czysty, budzący nie tylko naszą sympatię, ale i współczucie, swoją rolę także w tym odgrywa. Ale przecież świetna fabuła (Lemire zabierając się do jej pisania nie wiedział właściwie ile potrwa wydawanie serii, więc tworzył ją w sposób dość spontaniczny i fakt, że całość wyszła mu spójnie i udanie tym bardziej należy docenić), dobrze skrojone postacie, akcja, zagadki i zachwycający wprost klimat, tak dobrze „doprawiają” „Łasucha”, że całość pochłania się jednym tchem i aż żałuje, że to już koniec.


Jedynym minusem serii jest fakt, że to wszystko już było. Lemire, zainspirowany postapokaliptycznym komiksem „Punisher: The End” Gartha Ennisa, opowiadaniem „Chłopiec i jego pies” Harlana Ellisona i „Scoutem” Timothy’ego Trumana stworzył rzecz, która mi nieodmiennie kojarzy się z „Drogą” Cormaca McCarthy'ego i wciąż popularnymi (choć popularności tej prostej i często kiczowatej opowiastki chyba nigdy nie pojmę) „Żywymi trupami”. Jakościowo zachwycającą, pełną energii i siły i naprawdę znakomicie przy tym zilustrowaną. Styl autora jest co prawda uproszczony i czasem niechlujny, ale ile w nim tkwi pasji. I jaki świetny nastrój udaje mu się zbudować tylko za pomocą perspektywy, cieni i oszczędnych barw.


Trudno tego nie docenić i nie dać się porwać „Łasuchowi”. Tym bardziej, że seria ta to jeden z najlepszych dowodów na to, że w post apo da się jeszcze wiele powiedzieć. Może nie w oryginalny sposób, ale tak rewelacyjnie, że nawet czytelnicy znający niezliczone dzieła tego typu ulegają całości. Ale takie już są komiksy Lemire’a, który bierze to, co w danym gatunku najlepsze i przekuwa w coś swojego i jakże świetnego. Polecam zatem bardzo gorąco.


Komentarze