NOC
WAMPIRÓW
Na fali wznowień wydawanych przed
laty w naszym kraju komiksów, Egmont po raz kolejny sięga po kolejny tytuł
publikowany niegdyś przez nieistniejącą już oficynę Mandragora. Tym razem, po
takich opowieściach, jak „100 naboi” czy „Transmetropolitan” nadszedł czas na
powrót kultowego cyklu może i mniej niż one ambitnego, ale i tak wartego uwagi.
Mowa oczywiście o „30 dniach nocy”, pomysłowej opowieści o wampirach, która
potrafi urzec klimatem. Jeśli lubicie komiksowe horrory, koniecznie powinniście
ją poznać. I nie sugerujcie się poprawnymi / przeciętnymi filmami, jakie
nakręcono na podstawie tej serii, bo naprawdę daleko im do pierwowzoru.
Witajcie w Barrow, miasteczku na
północy Alaski. Jak to na miejsce znajdujące się na kole podbiegunowym
przystało, mieszkańcy muszą się tu zmagać z trwającą miesiąc zimową nocą.
Miesiąc mroku, choć nie brzmi najlepiej, nie wydaje się być jakaś tragedią, ale
to tylko pozory. Gdy zapada noc, miasto nawiedzają wampiry. Jak jednak obronić
się przed tymi istotami, których największym wrogiem jest świt? Przez
trzydzieści dni może wydarzyć się wszystko to, co najgorsze. Do walki z
krwiopijcami staje więc małżeństwo Ebben i Stella, ale czy mają jakakolwiek
szansę doczekać wschodu słońca?
„30 dni nocy” Mandragora wydała w
roku 2003, a rok później opublikowała sześcioczęściowy ciąg dalszy „Mroczne
dni”. I chociaż zainteresowanie tematem musiało być spore, skoro wydawca
wypuścił też na rynek komiksy z miniserii „Abra Makabra: Sprawa Cala McDonalda”,
a w „Dobrym komiksie” mogliśmy poczytać „Silent Hill: Dying Inside #1” z
rysunkami Templesmitha, nigdy nie doczekaliśmy się kolejnych części cyklu. Aż
da teraz, kiedy to na rynku pojawia się pierwszy zbiorczy tom od Egmontu, w
którym znaleźć możecie nie tylko wznowienie „30 dni nocy” i „Mrocznych dni”,
ale też i miniserię „Powrót do Barrow”. To oczywiście nawet nie połowa tego
cyklu (przed nami jeszcze „Bloodsucker Tales”, „Three Tales”, „Spreading the
Disease”, „Eben and Stella”, „Red Snow”, „Beyond Barrow” i „30 Days 'Til Death”),
ale skupmy się na tym, co dostajemy teraz.
A co dostajemy? Kawał świetnie
pomyślanego, nastrojowego horroru, który znakomicie się czyta. Jest tu akcja,
jest mrok, jest klimat – duszny, klaustrofobiczny, pełen niepewności i zimna,
bywa krwawo, bywa brutalnie, ale zabawa jest znakomita. Co warto docenić to
zarówno fakt, że całość jest autonomiczna i zamknięta, więc nie wymaga od
czytelników konieczności sięgania po kolejne części, jak i to, że przypomina
filmowe serie grozy z lat 70. i 80. XX wieku – każda następna miniseria to jeszcze
jedna ostateczna odsłona opowieści, która nigdy się nie skończy. Każdy fan horrorów
zna to i kocha. I nawet jeśli schemat pozostaje niezmienny, całość wciąż jest
udana i intrygująca.
A co z szatą graficzną? Nie ma co
ukrywać, ze kreska Bena Templesmitha jest tak specyficzna, że większość
czytelników uzna, że nie potrafi on rysować. I trudno z tym nie zgodzić, bo
wiele rzeczy przedstawia niczym dziecko uczące się tej sztuki. Rzecz w tym, że
wszystkie niedociągnięcia nadrabia komputerowymi trikami, dzięki czemu jego
prace są nastrojowe, mroczne i całkiem udane, a co ważniejsze pasujące do
całości. Do tego wszystkiego dochodzi rewelacyjne wydanie, więc miłośnicy
horrorów mogą cieszyć się naprawdę świetnym komiksem o wampirach na wielu
polach. Dlatego polecam im poszukać wśród nowości „30 dni nocy”, bo to dobra
pozycja, do której chce się wracać.
Komentarze
Prześlij komentarz