SMERFKI
„Smerfy i wioska dziewczyn” to
seria, którą trudno nazwać pełnoprawną opowieścią o Smerfach. Powstała jako
dodatek do filmu kinowego (swoją drogą kolejnej filmowej porażki, jaką
zaliczyły małe niebieskie stworki na dużym ekranie) i jako taką należy ją
traktować. Nie jest to więc cykl, który poziomem dorównuje regularnym albumom,
wciąż jednak to sympatyczna rozrywka dla dzieci, a opowieści rozciągnięte na
pełną długość albumu wypadają naprawdę dobrze. I taką opowieścią jest też
„Kruk” właśnie, który pokazuje, że jeszcze w „Wiosce dziewczyn” może wydarzyć
się sporo ciekawych rzeczy.
Wszyscy doskonale wiedzą, jak to u
Smerfów bywa. W wiosce życie toczy się spokojnie i leniwie, bez większych
problemów, dopóki ktoś nie wpadnie na szalony pomysł albo po prostu Papa Smerf
gdzieś się nie wybierze. Gdy zaczyna bowiem brakować przywództwa i głosu
rozsądku, zaczynają się prawdziwe problemy.
I tak właśnie jest także tym razem.
Nadciąga wielki zlot czarodziejów i Papa Smerf oraz Wierzba wybierają się na
niego. W co pod ich nieobecność wpakują się ich podopieczni? Kiedy dziewczyny,
wraz z przebywającą u nich Smerfetką spotykają kruka, nie wiedzą jeszcze czym
się to skończy. Kruk nie jest bowiem zwykły – potrafi mówić, a co więcej daje
rady, ale czy rzeczywiście warto go słuchać? A co ważniejsze, co zwierzę tutaj
robi i co z tego wszystkiego wyniknie?
Na pewno wiele dobrej zabawy. Co
prawda, jeśli chodzi o scenariusz „Wioska Dziewczyn”, tak, jak i kinowe filmy, zawsze
była prostsza niż główne opowieści, pozbawiona takiej dozy satyry i głębi, a bardziej
skupiona na typowych dla komiksu dziecięcego elementach, niemniej czyta się ją
dobrze, z przyjemnością i pojawiającym się co i rusz na twarzy uśmiechem. Ten
tom zresztą jest lepszy od poprzednich dwóch. Znów dostajemy jedną długą i
całkiem udaną opowieść, która bardziej przypomina historie z głównej serii, niż
początkowe epizody. Wciąż jeszcze nie jest to ten sam poziom, co np. „Smerfy”
kontynuatorów spuścizny Peyo, a jednak wszystko zmierza w dobrym kierunku i kto
wie, może wkrótce różnica między nimi zmaleje do niezauważalnego poziomu?
Jednakże największą różnicę między
tym albumem, a klasyką, widać w rysunkach. O ile jeszcze kreska jest bardzo
podobna do tej, jaką operował Peyo, to już kolor wygląda zupełnie inaczej. Są
co prawda momenty, gdy ten zbliża się do pierwowzoru, jest jednak bardziej
złożony, mniej stonowany i pełen typowych dla współczesnych komiksów
fajerwerków. Dzieciom się to jednak spodoba, zresztą ma to swój urok, choć nie
robi już tak dużego wrażenia, jak zachwycająca swoją prostotą klasyka.
Mimo drobnych minusów, wciąż warto
„Smerfy i Wioska Dziewczyn” czytać. To inne, ale ciekawe spojrzenie na świat
małych, niebieskich stworków, które spodoba się głównie najmłodszym fanom. Ale
i w starszych obudzi niejeden sentyment. Polecam.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz