Superman #1: Saga jedności. Ziemia widmo - Brian Michael Bendis, Ivan Reis

W STREFIE WIDMO


Supermanowy run Bendisa trwa. Po świetnym otwarciu przygód tej postaci w albumach „Człowiek ze Stali” i „Niewidzialna mafia”, gdzie zawiązane zostały nowe wątki, a granice wytyczone, nadszedł czas na ciąg dalszy w postaci pierwszego tomu serii „Superman” zatytułowanego „Saga jedności – Ziemia widmo”. I cóż można o nim rzec, jak nie to, że Bendis rozwija dotychczasowe motywy, rozbudowuje postacie i klimat, którym wraca do dawnych komiksów o Supermanie, jednocześnie otwierając przed nami nowy i zapowiadający się na rozległy rozdział jego losów. Rozdział ciekawy i zarysowujący intrygujące perspektywy na przyszłość.


Dla Supermana nastał trudny czas. Po tym, jak poznał szokującą prawdę o ostatnich dniach Kryptona i spotkał człowieka, który podawał się za jego ojca, wydawało się, że choć na chwilę zazna spokoju. Niestety najpierw jego żona i syn udali się w podróż przez wszechświat, potem pojawiła się istota, która chciała wytępić wszystkich Kryptonijczyków, którzy ocaleli, by wreszcie zmierzyć się z przeciwnikiem, który zwrócił przeciw niemu opinię publiczną. Teraz jednak czas na stawienie czoła kolejnym trudnościom. I to jakim! Kiedyś nasz bohater musiał odzyskać milion ludzi wchłoniętych do Strefy  Widmo, wymiaru który mieszkańcom Kryptona służył jako więzienie dla najbardziej niebezpiecznych przestępców. Teraz trafia tam cała planeta, a Superman będzie musiał sobie jakoś poradzić z zastępami wrogów o niezwykłej sile. Jak jednak będzie w stanie tego dokonać w pojedynkę? I czy w ogóle może mu się to udać?


Bendis dał się poznać, jako jeden z najlepszych i zarazem najbardziej wpływowych scenarzystów w komiksowej branży. Przez lata jego dzieła przyniosły mu taką sławę i uznanie, że czego by się nie dotknął, staje się hitem. Co ważniejsze jednak, razem z popularnością w jego przypadku wiąże się wysoka jakość. Przełomowy „Ultimate Spider-Mana”, opowieści o „Daredevilu”, będące najlepszym, co seria miała do zaoferowania od czasu rewolucji, jaką wywołał w niej Frank Miller, świetne serie o X-Menach pisane w ramach Marvel Now itd. Chyba więc nie znalazł się fan Supermana, który nie cieszyłby się na perspektywę nowych przygód tej postaci w wykonaniu Bendisa właśnie. I chociaż twórca nie pokazał nam tu jeszcze poziomu, do jakiego nas przyzwyczaił, żaden z miłośników nie może czuć się zawiedziony.


Owszem, patrząc na całość nie można powiedzieć, że „Superman” Bendisa to dzieło genialne ani rewolucyjne, jak jego największe utwory. Po prostu mamy tu do czynienia z komiksem stricte rozrywkowym, ale jest to rozrywka na doskonałym poziomie. Lekka, ale niegłupia, szybka i przyjemna w odbiorze i świetnie zilustrowana. Szczegółowa i dopracowana kreska Reisa, który wcześniej ilustrował komiksy z Supermanem m.in. przy okazji miniserii „Człowiek ze Stali” czy albumu „Superman #3: Wielokrotność” wpada w oko i wygląda znakomicie. Poza tym cieszy też samo wydanie – znów dostajemy pogrubiony tom – i fakt, że cykl w tak przyjemny sposób wraca do dawnych opowieści o Supku, jednocześnie robiąc to w zupełnie inny sposób, niż komiksy Dana Jurgensa, bo na polu klimatu, a nie fabuły. Dlatego polecam całość z czystym sercem. Przygody Supermana to wciąż najlepsza regularna seria superhero od DC na naszym rynku.

Komentarze