W
STREFIE WIDMO
Supermanowy run Bendisa trwa. Po
świetnym otwarciu przygód tej postaci w albumach „Człowiek ze Stali” i
„Niewidzialna mafia”, gdzie zawiązane zostały nowe wątki, a granice wytyczone,
nadszedł czas na ciąg dalszy w postaci pierwszego tomu serii „Superman”
zatytułowanego „Saga jedności – Ziemia widmo”. I cóż można o nim rzec, jak nie
to, że Bendis rozwija dotychczasowe motywy, rozbudowuje postacie i klimat,
którym wraca do dawnych komiksów o Supermanie, jednocześnie otwierając przed
nami nowy i zapowiadający się na rozległy rozdział jego losów. Rozdział ciekawy
i zarysowujący intrygujące perspektywy na przyszłość.
Dla Supermana nastał trudny czas.
Po tym, jak poznał szokującą prawdę o ostatnich dniach Kryptona i spotkał
człowieka, który podawał się za jego ojca, wydawało się, że choć na chwilę
zazna spokoju. Niestety najpierw jego żona i syn udali się w podróż przez
wszechświat, potem pojawiła się istota, która chciała wytępić wszystkich
Kryptonijczyków, którzy ocaleli, by wreszcie zmierzyć się z przeciwnikiem,
który zwrócił przeciw niemu opinię publiczną. Teraz jednak czas na stawienie
czoła kolejnym trudnościom. I to jakim! Kiedyś nasz bohater musiał odzyskać
milion ludzi wchłoniętych do Strefy
Widmo, wymiaru który mieszkańcom Kryptona służył jako więzienie dla najbardziej
niebezpiecznych przestępców. Teraz trafia tam cała planeta, a Superman będzie
musiał sobie jakoś poradzić z zastępami wrogów o niezwykłej sile. Jak jednak
będzie w stanie tego dokonać w pojedynkę? I czy w ogóle może mu się to udać?
Bendis dał się poznać, jako jeden z
najlepszych i zarazem najbardziej wpływowych scenarzystów w komiksowej branży.
Przez lata jego dzieła przyniosły mu taką sławę i uznanie, że czego by się nie
dotknął, staje się hitem. Co ważniejsze jednak, razem z popularnością w jego
przypadku wiąże się wysoka jakość. Przełomowy „Ultimate Spider-Mana”, opowieści
o „Daredevilu”, będące najlepszym, co seria miała do zaoferowania od czasu
rewolucji, jaką wywołał w niej Frank Miller, świetne serie o X-Menach pisane w
ramach Marvel Now itd. Chyba więc nie znalazł się fan Supermana, który nie
cieszyłby się na perspektywę nowych przygód tej postaci w wykonaniu Bendisa
właśnie. I chociaż twórca nie pokazał nam tu jeszcze poziomu, do jakiego nas
przyzwyczaił, żaden z miłośników nie może czuć się zawiedziony.
Owszem, patrząc na całość nie można
powiedzieć, że „Superman” Bendisa to dzieło genialne ani rewolucyjne, jak jego
największe utwory. Po prostu mamy tu do czynienia z komiksem stricte
rozrywkowym, ale jest to rozrywka na doskonałym poziomie. Lekka, ale niegłupia,
szybka i przyjemna w odbiorze i świetnie zilustrowana. Szczegółowa i
dopracowana kreska Reisa, który wcześniej ilustrował komiksy z Supermanem m.in.
przy okazji miniserii „Człowiek ze Stali” czy albumu „Superman #3:
Wielokrotność” wpada w oko i wygląda znakomicie. Poza tym cieszy też samo
wydanie – znów dostajemy pogrubiony tom – i fakt, że cykl w tak przyjemny
sposób wraca do dawnych opowieści o Supku, jednocześnie robiąc to w zupełnie
inny sposób, niż komiksy Dana Jurgensa, bo na polu klimatu, a nie fabuły.
Dlatego polecam całość z czystym sercem. Przygody Supermana to wciąż najlepsza
regularna seria superhero od DC na naszym rynku.
Komentarze
Prześlij komentarz