товарищ
cупер человек
Mark Millar, jeden z najlepszych
scenarzystów w komiksowej branży, przeprowadza kolejną rewolucję i
przetasowanie w świecie herosów. Tym razem na warsztat nie bierze jednak żadnej
marvelowskiej postaci ani ogółu schematów opowieści obrazkowych, a prawdziwą
ikonę Ameryki, pierwszego superbohatera Supermana, zmieniając status quo herosów
DC bardziej, niż wszelkie epickie „Kryzysy”, równające z ziemią całe galaktyki.
A wszystko to w niezależnym, samodzielnym albumie, doskonałym zarówno dla
nowych odbiorców, jak i długoletnich fanów Supermana, którzy szukają w końcu
ambitnej, ważkiej i pomysłowej opowieści
tym herosem.
Wyobraźcie sobie, że oto Superman
rozbija się nie w Smallvile a w niewielkiej wsi w Związku Radzieckim. Tu
dorasta, tu staje się bohaterem narodowym, a wreszcie staje na czele Państwa,
tworząc utopię. Ameryka chce jego śmierci, więc na czele jej działań
skierowanych przeciwko Super-Człowiekowi staje geniusz, Lex Luthor. Ale i we
własnej ojczyźnie Superman nie cieszy się tak wielkim poparciem, jak można by
sądzić. Założyciel Ruchu Oporu, Batman, szykuje własny plan zmian władzy…
Mocno polityczny i mocno prawdziwy
– taki jest właśnie „Czerwony Syn”. Satyra na utopię czy politycznie
niepoprawny żart z komunizmu? Odwrócenie schematów czy hołdowanie tradycji?
Jakkolwiek by nie odbierać tego albumu, trudno jest nie dostrzec jego głębi i
siły wymowy. Świetne dialogi, świetne pomysły, znakomite rozwiązania fabularne,
dalekie od sztampy i wtórności (choć widać tu wpływy wielu dzieł Alana Moore’a),
a wreszcie finał, który – choć oczywisty i prosty – nie pozwala o sobie
zapomnieć. Owszem, w całej opowieści nie zabrakło też kilku błędów czy zbytnich
uproszczeń (uogólnień?) oraz banałów, nazewnictwo też aż prosiło się o drobne
zmiany: wyobraźcie sobie Super Cieławieka i Cieławieka Lietuczaja Mysz!, ale i
tak jest to jedna z najlepszych opowieści w dziejach nie tylko Supermana, ale
DC w ogóle.
Niestety gorzej rzecz ma się z kreską.
Tak wielkie historie, jak ta (przy „Synu”, jakże wysoko ceniony „All Stars
Superman” wypada naprawdę blado i zachowawczo) powinny być genialnie
zilustrowane. Alex Ross czy nawet Tim Sale zrobiliby to rewelacyjnie, niemniej
strona graficzna nie jest zła, nie straszy ani nie razi, choć i nie zachwyca
przy tym. Kolor też pewien poziom trzyma, nawet jeśli pokazy sztucznych ogni á
la „Ultimate X-Men” wyglądają nieszczególnie. Przy okazji należy zauważyć, że
szata graficzna przypomina prace Matta Wagnera z „Trójcy”, a że obie historie
obejmują podobny okres dziejów DC i traktują o tych samych bohaterach, stanowi
to kolejne puszczenie oka do fanów obeznanych z postaciami i uniwersum.
Mimo drobnego sarkania – im większy
album tym trudniej mu przebaczyć błędy – „Czerwony syn” to jeden z tych
komiksów, które poznać trzeba bardziej, niż koniecznie. Nie ważne czy doskonale
znacie świat Supermana, Batmana i Wonder Woman – postaci wiodących w tym
albumie – i będziecie zachwyceni wyłapywaniem wszelkich smaczków pozostawionych
przez autorów, czy też będzie to Wasz pierwszy kontakt – mocna, skłaniająca do
myślenia rozrywka gwarantowana.
Komentarze
Prześlij komentarz