BÓG
ROBOT
„Muzyka Marie” to dwutomowa opowieść o dziwnym
świecie i jeszcze dziwniejszych wydarzeniach, które stają się udziałem
bohaterów. Najlepiej do jej lektury zasiadać właściwie bez jakiejkolwiek wiedzy
o treści, akcji i tym podobnych kwestiach, bo można się bardzo pozytywnie
zaskoczyć. I chociaż całość miewa drobne potknięcia, jeśli chodzi o ilustracje,
pozostawia po sobie bardzo przyjemne wrażenie i pewne uczucie niedosytu.
Witajcie w Giru – mieście atelier, w którym mieszka
połowa ludności niezwykłej krainy Pirito. Tu produkowane są maszyny, które
potem wymienia się z mieszkańcami innych wysp na różne towary, a cała
społeczność podzielona jest na rzemieślników i odkrywców. To właśnie tu na
niebie unosi się Marie, dziwna gigantyczna mechaniczna istota, która zgodnie z
„Pismem Pirito” została zesłana dla szczęścia i pokoju ludzkości. Kto na nią
spojrzy, robi się spokojny, a troski znikają.
W takim właśnie świecie żyje Kai, chłopak, który
zawsze uwielbiał patrzeć na Marie, a teraz zdaje się coraz bardziej do niej
zbliżać. Co z tego wyniknie? Czym jest muzyka Marie? I co jeszcze kryje ten
niezwykły świat?
Po „Muzykę Marie” sięgnąłem nie za bardzo wiedząc
czego się spodziewać. Czasem tak mam, że jakiś tytuł biorę w ciemno nawet jeśli
nie znam autora, bo spodobają mi się ilustracje i tak było właśnie w tym
przypadku. Coś mnie pociągało w tych grafikach, nie czytałem opisu, dałem
szansę i absolutnie nie żałuję.
Fabularnie opowieść jest dość prosta, ale zbudowana
na tajemnicach i niedopowiedzeniach. Alternatywna rzeczywistość, a może świat
przyszłości, gdzie rozwój ludzkości poszedł w nieco inną stronę, a bogactwo
dziwów, niezwykłości i spektakularnych rzeczy jest codziennością. Ale
bohaterowie wcale nie różnią się od nas, ich życie i relacje, choć wtłoczone w
rzeczywistość gdzieś na styku science
fiction i fantasy, są nam bliskie, podobnie jak wiele problemów. Ale przecież
bez dobrego zaplecza obyczajowego nie obyłaby się żadna, nawet najbardziej
oderwana od ziemi opowieść.
Do tego dochodzą udane ilustracje. Owszem, są tu
drobne zgrzyty w designie twarzy postaci, ale całość jest udana i nastrojowa.
Rysunki, przypominające nieco prace Tsutomu Niheiego, choć dość proste,
znakomicie pasują do całości i świetnie oddają klimat niezwykłego świata.
Bardzo sympatycznie wypadają też kolorowe ilustracje (tradycyjnie Hanami
zadbało o zachowanie wszystkich kolorowych plansz), a także samo wydanie.
Kto szuka dobrej mangi z gatunku szeroko rozumianej
fantastyki, powinien „Muzykę Marie” poznać. to dobra, nieoczywista opowieść na
dodatek z nutą filozoficzno-religijną, która dodaje całości głębi. I ma
naprawdę zapadający w pamięć nastrój.
Komentarze
Prześlij komentarz