MOZART
MALUTKI
Gadający gryzoń chcący coś w życiu osiągnąć?
Czyżby „Stewart Malutki”? A może „Ratatuj”? Nic bardziej mylnego, poznajcie
Myszarta, bohatera który przypadnie Wam do gustu, jeśli podobały się Wam
wspomniane właśnie tytuły. A jeśli nie? Cóż, jeśli lubicie dobre familijne
opowieści, seria ta z pewnością Was nie zawiedzie.
Witajcie na dworze cesarza Austrii.
To tu właśnie mieszka Myszart. A dokładniej zamieszkuje fortepian wilka, który służy
– wilk, nie fortepian – jako nadworny kompozytor. Jak się domyślacie, także
nasza mysz chciałaby pokazać co potrafi na muzycznym gruncie, kiedy więc
Myszart zostaje pewnego dnia sam, postanawia skorzystać z nadarzającej się
okazji i… Skacząc po klawiszach zaczyna grać melodię, którą ma w głowie i wtedy
właśnie muzyka trafia do uszu cesarza i cesarzowej i pojawia się problem. Władca
będąc pewnym, że to wilk, chce by odtworzył ją na urodzinach małżonki, a ten, świadom
kto w rzeczywistości grał, musi odnaleźć Myszarta i poprosić go by wykonał
potajemny koncert. Czy to mu się uda? I czy prawda ostatecznie wyjdzie na jaw?
A jeśli tak, co z tego wszystkiego wyniknie dla nich obu?
Trudno znaleźć dziecko, które w
mniejszym bądź większym stopniu nie wychowałoby się na bajka o antropomorficznych
zwierzętach. W moim przypadku, obok klasyki baśni i animacji Disney, były to
m.in. komiksy o Kaczorze Donaldzie i Myszce Miki czy takie filmy, jak
wspomniany na wstępie „Stuart Malutki” czy „Babe: Świnka z klasą”. Czy darzę je
szczególnym sentymentem? Jeśli mam być szczery, nie bardzo, jednak ogólnie należę
do sentymentalnych osób i jeśli coś ożywia we mnie dawne emocje, cenię to. A
„Myszart” to właśnie spowodował. I okazał się naprawdę sympatyczną opowieścią.
A przecież całość mogła się nie udać.
Thierry Joor, scenarzysta tego
komiksu, to belgijski redaktor i wydawca opowieści obrazkowych właśnie, który
pewnego dnia postanowił samemu zająć się ich tworzeniem. Tak powstał ten właśnie
album, dzieło noszące znamiona pewnego braku wprawy, ale naprawdę niewielkie.
„Myszart”, choć daleki od bycia odkrywczym komiksem, doskonale wpasowuje się w
schemat opowieści, jakie reprezentuje. Ma swój urok, ma wymiar dydaktyczny,
bywa zabawny, ma też pewną nutę dramatyzmu. I chociaż nie przepadam za
historyczno-kostiumowymi realiami (chyba, że są to filmy pokroju „Amerykańskiej
opowieści”, swoją drogą też o gryzoniach), całość mnie ujęła.
Najbardziej jednak i tak znakomitą szatą
graficzną malarza i karykaturzysty Gradimira Smudji, autora m.in. pięknie ilustrowanego
komiksu o Van Goghu. Jego prace są iście rewelacyjne i budują doskonały klimat całości
a ogląda się je z wielką przyjemnością. I choćby dla nich tylko warto po
„Myszarta” sięgnąć.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz