VIVA LA
VULVA!
Komiks kobiecy ma się w ostatnich latach całkiem
nieźle. W świecie opowieści obrazkowych spod szyldu superhero przybywa autorek
i wnoszą one sporo świeżości do skostniałego schematu. Ale są też i ważniejsze
opowieści, tworzone przez kobiety, o kobietach, o ich codziennych sprawach i do
kobiet skierowane. Z ich jakością bywa różnie, ale na szczęście „Słuchajcie
dziewczyny!”, autobiograficzna powieść graficzna Katji Klengel, to całkiem
udana, warta poznania historia, która nie tylko płci pięknej może przypaść do
gustu.
Zaczyna się, niczym „Forrest Gump”. Niespełna
trzydziestoletnia Katja siedzi na ławce (w metrze, bo w metrze, ale jednak)
obok obcych ludzi i zaczyna snuć swoją opowieść. Wy nie znacie mnie. Ja nie
znam was. Jednak niebawem się to zmieni…
I tak oto poznajemy jej życie. Życie dziewczyny
urodzonej w 1988 roku, miłośniczki komiksów, która po maturze poszła na
Akademię Sztuk Pięknych, by przekonać się, że jednak od klasycznego malarstwa
woli opowieści graficzne. Ale to nie o tym opowiada niniejszy komiks, a o
intymnych szczegółach egzystencji Katji. O jej dojrzewaniu, płciowym, ale i
mentalnym. Dojrzewaniu do zrozumienia swojego ciała, własnych potrzeb i tego,
co to właściwie znaczy być kobietą. Pierwsza miesiączka, pierwszy raz,
odkrywanie znaczenia łechtaczki, a wreszcie próba wyrwania się z klatki
stereotypów, w których tkwi społeczeństwo od ponad pół wieku.
Tak w skrócie przedstawia się powieść graficzna „Słuchajcie
dziewczyny”. Swoiste rozliczenie zarówno ze wzmiankowanymi stereotypami i
własną seksualnością. Przede wszystkim jednak to forma rozliczenia z tematami
tabu. Miesiączkowanie, choć zwyczajne, do dziś jest tak wstydliwe, że w
reklamach podpasek krew ma kolor niebieski. Łechtaczka to organ tak wyklęty i
pomijany, że są osoby, które nie wiedzą o jego istnieniu. A to tylko dwa
spośród wielu tematów, o jakich wprost, bez skrępowania i ze szczerością
podejmuje się autorka, czasem wspominając rzeczy iście żenujące czy wręcz
śmieszne (pokazywanie koleżankom… włosów łonowych).
Jednocześnie są tu rzeczy bardziej uniwersalne. Niewiele,
ale jednak. Bo w końcu to także manifest pokolenia wychowanego na „Harrym
Potterze”, klockach Lego i mangach, więc każdy czytelnik wychowany w latach 90.
znajdzie tu coś dla siebie. A wszystko to podane stylem, na styku mangowej estetyki
i amerykańskich komiksów niszowych (autorka sama mówi, że inspirowała się
pracami Naoko Takeuchi, mangaczki, która stworzyła „Czarodziejkę z Księżyca”),
która dobrze pasuje do „Słuchajcie dziewczyny!”.
Zainteresował Was temat? A zatem sięgnijcie, bo to
dobry komiks. Nie wszystko wyszło w nim idealnie, ale jako całość jest udany i
wart poznania. Komiks sentymentalny, rozliczeniowy, ale też i stanowiący
swoisty pean na cześć kobiecości.
Komentarze
Prześlij komentarz