SZKOLNE
(NIE)PRZEŻYCIE?
To miała być ciekawostka. Nic mniej, nic więcej.
Wcale nie miałem zamiaru dać się wciągnąć, za to ciekaw byłem połączenia
krwawej historii o zombie ze słodkimi wielkookimi i naiwnymi bohaterkami.
Sięgnąłem po pierwszy tom – było nieźle, sięgnąłem po drugi tom, potem trzeci…
I, choroba, dobre to jest. Bardzo dobre, klimatyczne przy tym, niegłupie,
dobrze poprowadzone, świetnie narysowane. A teraz nadszedł czas na koniec.
Szkoda, bo „Szkolne życie” było świetną serią. Ale na szczęście finał jest
satysfakcjonujący i… cóż mogę dodać, jak nie to, że mam ochotę zacząć tę serię
od początku? I to chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogę jej wystawić.
Ponieważ to już ostatni tom i ponieważ wydawca też
nie zaserwował nam zbyt rozległego opisu, by nie zdradzać co się dzieje, ja też
postanowiłem milczeć. Zostawiam Was więc z tym oficjalnym blurbem.
KLUB
SZKOLNEGO ŻYCIA JEST WIECZNY!
Czy
dziewczęta będą mogły wspólnie zmierzyć się z przyszłością? I czy… istnieje dla
nich jakakolwiek przyszłość?
Jestem fanem horrorów. Czy tych o zombie? Nie do
końca, bo klasyczne strachy pokroju wampirów, wilkołaków i im podobnych są zbyt
ograne, wyświechtane, by mnie intrygowały. Wolę bardziej postmodernistyczne
podejście (dlatego tak uwielbiam „The Ring: Krąg” – oczywiście japoński,
amerykański remake to kiepska popłuczyna – czy „Krzyk”) albo niepewność z czym
właściwie mamy do czynienia. Oczywiście najważniejsze pozostaje dla mnie to,
jaki klimat ma dana opowieść. „Ju on” na przykład, choć oparty na opowieści o
duchach i klątwie, zemście zza grobu podlanej motywami typowymi dla japońskiego
kina grozy, genialnie bronił się nastrojem. I tak też rzecz ma się ze „Szkolny
życiem”.
Manga ta zaludniona została przez słodkie bohaterki,
które szybko okazują się, wcale takie słodkie nie być, a już na pewno daleko im
do infantylnych postaci (a jeśli im się to zdarza, jest to umotywowane), za to
mają swój charakter i zjednują naszą sympatię. Jest to niezbędne do tego, byśmy
zżyli się i przejmowali nimi, a przejmować jest czym. W świcie opanowanym przez
żywe trupy, świecie, jakże przypominającym ten znany z „Resident Evil”, gdy
nasze heroiny przeciągane są przez najbardziej niebezpieczne zaułki, na pewno
nie spotyka je wiele dobrego. A jaka opowieść jest lepsza od tej, która
wywołuje w nas emocje?
Oczywiście nie samymi emocjami czytelnik żyje.
Miłośnicy horroru chcą krwi, chcą zagrożeń, walki i akcji, a przede wszystkim
żądają klimatu: mroku, atmosfery osaczenia, ciągłego zagrożenia… I, tak, dobrze
myślicie, dokładnie wszystko to jest tutaj. Japończycy, jak nikt potrafią
łączyć słodycz z brutalnością (spójrzcie tylko na „Gdy zapłaczą cykady”) i po
raz kolejny pokazali to w „Szkolnym życiu”. Wszystko to zaś zaserwowali nam
naprawdę za pomocą naprawdę znakomitych ilustracji, a polski wydawca
tradycyjnie zadbał o dobre wydanie. Aż żal, że to już koniec, ale dobrze było
spędzić ten specyficzny „rok szkolny” w towarzystwie bohaterek, kibicować im i
przejmować się nimi. I bawiłem się lepiej, niż przy przereklamowanej serii „The
Walking Dead”.
Komentarze
Prześlij komentarz