Armada #3: W trybach rewolucji - Jean David Morvan, Philippe Buchet

ARMADA STEAMPUNK


Wzięło mnie na tę serię ostatnio i tak sobie w wolnej chwili lecę z kolejnymi albumami i dotarłem do trzeciego, jednego z najlepszych w serii. „Armada” to seria, która zaczynając się jako przygodowe science fiction, najpierw przerodziła się w klasyczną space operę, by teraz wreszcie okrzepnąć i pokazać do czego wszystko zmierza. A zmierza w bardzo ciekawym kierunku i z tomu na tom tylko coraz bardziej i wyraźniej pokazuje, że warto jest śledzić kolejne losy naszej bohaterki i odkrywać liczne światy, które kreują na naszych oczach dwaj znakomici artyści, pełni talentu i pomysłów.


Navis zostaje wysłana z misją na planetę TRI - JJ 768, gdzie żyje podobna do człowieka rasa, która w rzeczywistości zgodnie z wiedzą Armady nie ma prawa istnieć. Jakby tego było mało, stopień jej rozwoju w chwili obecnej osiągnął poziom przypominający ziemską rewolucję przemysłową. Navis będzie musiała odnaleźć się w tych realiach i odkryć sekrety tego miejsca, szczególnie pewną wielką tajemnicę, którą skrywają podziemia, a także wziąć udział w dramatycznych wydarzeniach, mogących po raz kolejny zachwiać jej psychiką…


Tom trzeci Armady to już nie tylko kawał znakomitego komiksu w swoim gatunku, ale po prostu kawał wyśmienitej historii obrazkowej w ogóle. A już na pewno jednej z najlepszych, jeśli nie najlepszej z przygód Navis. Czy to zasługa scenariusza? Nie do końca, bo choć ten jest dobry, może nawet bardzo, to jednak nie wybitny, acz nie można mu odmówić społeczno-politycznego zaangażowania i satyry na rewolucje - szeroko pojęte, ale tu bardziej skupione wokół tego, co działo się u naszych wschodnich sąsiadów. Poziom jakości podnoszą za to wyśmienite ilustracje, jeszcze lepsze niż dotychczas, genialnie dopracowane w najdrobniejszych szczegółach i uzupełnione o stonowany kolor doskonale pasujący do brudno-zimowego nastroju, jaki panuje na stronach albumu. Graficznie „W trybach rewolucji” to najlepszy z tomów „Armady” – nie tylko dotychczasowych, ale i bodajże wszystkich, jakie zaoferowali nam twórcy w całej historii serii.


Ale samej fabule też zresztą nie mam nic do zarzucenia: szybka, ciekawa, spójna i logiczna akcja, dobre tempo, a w końcu emocje i nuta przesłania, składają się na naprawdę dobrą opowieść. Widać tu też, jaki cel obrali sobie autorzy – by wraz z rozwojem serii badać najróżniejsze rejony szeroko pojmowanej fantastyki i bawić gatunkami. Pierwszy tom był bardziej przygodową opowieścią z nutą oldscholoowego SF, drugi był klasyczną fantastyką naukową z odrobiną sensacji i solidną dawką space opery, trzeci zaś to steampunkowa opowieść z politycznymi elementami, pełna zarówno sensacji, jak i retrofuturystycznych klimatów. I przyznam, że takie podejście do serii – genialne w swej prostocie i pozwalające urzec czytelników ceniących najróżniejsze gatunki – jak najbardziej do mnie przemawia.


Wniosek może być więc tylko jeden: kto nie stroni od komiksu, koniecznie powinien poznać ten cykl. „Armada” to jedna z najlepszych serii science fiction, jakie zrodziło to medium. I jednocześnie zadowala zarówno nastolatków, jak i dorosłych, dojrzałych odbiorców, a to nie zdarza się często.

Komentarze