„Księga Vanitasa” powraca z nowym tomem. Siedem
poprzednich odsłon oferowało kawał dobrej zabawy, nastrojowej i delikatnej, a
zarazem pełnej akcji. I nie inaczej jest teraz, więc fani serii mogą już
zacierać ręce z zadowolenia.
Mściwa
melodia przypadku Bestii z Gevaudan rozproszyła się niczym płatki kwiatów. Co
zmieniło się w Vanitasie i jego znajomych w tym świecie topniejącego śniegu…?
Nadeszła chwila wyboru.
Proszę,
niech to idealne wyjście splecie się w jedno z uczuciami, których nie potrafię
wyrazić.
Tyle oficjalnego opisu tomiku. A co to wszystko
właściwie znaczy? Jak już wcześniej nie raz pisałem, „Księga Vanitasa” to połączenie
shounena z opowieścią grozy, gdzie wampiry, wilkołaki i tym podobne byty, żyją
w świecie, w którym mrok spotyka się z delikatnością. Są tu krwawe sceny, są
też sekrety i walki. Poza tym mangę tą zaludnia cała masa bohaterów nazwanych
na cześć znanych postaci z klasyki grozy oraz jej autorów, co stanowi czasem
miłe puszczanie oka do czytelnika. Ale to tylko jedna strona medalu.
Drugą zaś jest to, że znajdziemy tutaj
najróżniejsze elementy, często jakże dziwne, ale ostatecznie sklejone w całkiem
przekonującą całość. Autorka swój świat oparła na steampunkowej mechanice i
dodała nieco gotyckiego klimatu. Do tego dochodzi sporo symboliki i
przywiązania do wszelkiej maści detali i ozdobników – czyli tak, jak w kobiecej
mandze kostiumowej (bo z taką mamy tu do czynienia) być powinno. A wszystko to
razem wzięte daje bardzo udany efekt finalny, który bardziej czuje się, niż
odkrywa umysłem i oczami.
A skoro o oczach mowa, „Księga Vanitasa”
zilustrowała została w sposób prosty, ale nastrojowy. Czasem odrobinę brakuje
tutaj ciemności czy bardziej krwawych scen, o które aż się prosi, niemniej taki
już urok tej serii. W końcu to lekka, nastrojowa manga, a że przy okazji
potrafi zaoferować nam bardziej mroczne, klimatyczne i zagadkowe momenty, na
pewno żaden miłośnik grozy nie będzie zawiedziony.
Ja ze swej strony polecam, bo całość ma swój urok. I
nie nudzi ani przez chwilę. Jeśli więc macie ochotę na taką estetykę, możecie
sięgnąć w ciemno.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz