Poprzedni tom serii „Usagi Yojimbo Saga” był nieco
bardziej nietypowy, niż wcześniejsze. Wszystko przez to, że autor zapoczątkował
w nim wiele wątków, które nie znalazły swojego rozwinięcia czy zakończenia na
stronach zebranych tam albumów. Teraz jednak nadszedł czas na podjęcie tematu i
wprowadzenie jeszcze większego zamętu w życiu uszatego samuraja. A wszystko to
jak zwykle w udanym komiksie, w którym równie wiele jest akcji, co pełnych
wyciszenia momentów.
Usagi nie raz już kochał i był kochany, a na jego
drodze znalazła się niejedna kobieta. Ale teraz los złączy go z potrzebującą
pomocy Mayumi, która stanie się towarzyszką jego podróży, a może i nie tylko.
Czy królik samuraj może pozwolić sobie na uczucie, jakie zacznie między nimi
kiełkować? A może kryje się w tym wszystkim coś jeszcze?
To oczywiście jedynie część problemów, z jakimi
będzie musiał się zmierzyć. Kiedy na scenie znów pojawi się Gen, Usagi zostanie
wmieszany w misję pewnego klanu. Misję, która nie może skończy się dobrze. A
jakby tego było mało w końcu powróci także opętana przez Jeia Inazuma, na którą
polują łowcy nagród. Czy to wydarzenie będzie miało swój szczęśliwy finał?
„Usagi
Yojimbo" to
opowieść, którą można kochać, można nienawidzić, a można także przejść obok
niej obojętnie. Bo jeśli czytacie mangi, wiecie że nie brak wśród nich
podobnych opowieści, które zostały wykonane lepiej. Jeśli zaś nie czytacie,
„Usagi”, z całym swoim zupełnie odmiennym od typowego dla amerykańskich
komiksów wykonaniem i klimatem, może Was uwieść. Ja znajduję się gdzieś po
środku, bo i znam wiele japońskich opowieści graficznych, którym królik samuraj
nie dorasta do pięt, z drugiej jednak cenię pracę Stana Sakaiego, konsekwencje
z jaką snuje swoją opowieść i przede wszystkim ogrom wysiłku włożony w
wyszukiwanie i serwowanie nam wszelkich historycznych ciekawostek.
I właśnie wszelkie te fakty, anegdoty i mało znane
informacje, stanowią największą siłę „Usagiego”. Całość zresztą to seria, która
przypomina podanie ludowe, zamknięte w formę komiksu. A właściwie miks podań
konkretnego narodu, ujęty w formie sagi, która płynie powoli, niczym leniwy strumyk,
ale czasem potrafi zaatakować nasze zmysły nagłym skrętem, spadkiem czy
kipielą. Może nie płaczemy czytając ten cykl, może nie śmiejemy się do łez, może
nie zaciskamy pieści z emocji, a sceny romantyczne nie przyspieszają bicia
naszych serc, bo wszystko jest tu delikatne, łagodne, zwiewne, niby czasem
krwawe, ale jednak bajkowe, ale całość jest niegłupia, ma swój urok i od
początku trzyma taki sam poziom, a to trudno, kiedy mówimy o długim cyklu.
Tak czy inaczej jednak „Usagi Yojimbo” to kultowy cykl i kawał historii komiksu. Znać więc wypada. Ale nie ma wątpliwości także, że po prostu warto. Tym bardziej, że w tym tomie czeka na Was wiele niespodzianek, choćby komiks, nad którym oprócz Sakaia pracowały takie gwiazdy, jak Frank Miller, Jeff Smith czy Guy Davies!
Komentarze
Prześlij komentarz