King powraca z powieścią przerywnikiem, jakich wiele
w jego twórczości. Krótką książką (jak na niego niespełna czterysta stron
podanych taką czcionką, jak tutaj, to wręcz nowelka), które zwykle tworzy albo
na zlecenie, albo gdy zostało mu jeszcze sił pisarskich, a nie chce zabierać się
za kolejne epickie dzieło. Ale jaka jest to książka? Typowa dla współczesnych dokonań
Kinga, czyli lekka, prosta i przyjemna. Stricte rozrywkowa, stanowiąca wariację
na temat „Szóstego zmysłu” i wypadająca lepiej, niż większość podobnej
literatury tworzonej przez konkurentów, nawet jeśli to już nie ten sam Król, co
kiedyś.
Jamie Conklin widzi zmarłych. Na początku tylko
widzi, dostrzega. Ofiarę wypadku stojącą na poboczu, jakby była żywa, zmarłą
sąsiadkę… Dla chłopaka staje się to swoistym rytuałem przejścia do
przyspieszonej dorosłości, tym bardziej, gdy zmarli zaczynają z nim rozmawiać. To,
co jednak na początku wydaje się niegroźnymi kontaktami z duchami, z upływem
czasu zmienia się nie do poznania. Bo przecież nie tylko dobrzy i życzliwi
ludzie odchodzą z tego świata, a ci, którzy potworami byli za życia, mogą
okazać się niebezpieczni nawet po śmierci…
Zacząłem od wspomnienia, że „Później” to książka
typowa dla współczesnego Kinga. Co to właściwie oznacza? Każdy, kto jak ja
przeczytał wszystkie – albo przynajmniej zdecydowaną większość – wie, że twórczość
Króla Horroru dzieli się na kilka etapów. Pierwszy z nich, najlepszy, to okres
do połowy lat 80. XX wieku, kiedy miał nie tylko najciekawsze pomysły, ale i
operował wyśmienitym stylem. Lata 90. i początek XXI, naznaczone wypadkiem,
który wiele w pisarzu zmienił, były okresem ciężkiego, nudnego stylu – King próbował
udawać gigantów literatury, ale mu to absolutnie nie wychodziło –
beznadziejnych pomysłów i jeszcze gorszych rozwiązań fabularnych. Potem wrócił
zarówno do starych pomysłów, jak i stylu z tamtych lat, tworząc kilka perełek,
ale w ostatnim czasie mocno uprościł swój styl, jakby pod gusta niewyrobionych współczesnych odbiorców, a także zaczął kopiować swoje
dawne pomysły (przez co jego dzieła stały się przewidywalne niekiedy do bólu – patrz.
„Outsider”). I nie tylko je. Nadal wszystko to jest dobrze napisane, ale to już
nie ten King, co kiedyś. Choć wciąż warto go polecać, czytać i mieć na półce.
I takie jest też „Później”. To prosta, prosto napisana
książka, na szczęście wciąż lepsza stylistycznie niż większość podobnych
pozycji. I znów powiela motywy znane z poprzednich książek Kinga, jak i innych
dzieł. „Szósty zmysł” najmocniej rzuca się w oczy (tak samo, jak i „Lśnienie”),
ale ja często miałem wrażenie, że czytam taką kingową wersję „Chłopca z
żółwiami” Burke’a – nomen omen książkę, która była tak mocno inspirowana prozą
Króla, że aż balansowała na granicy kopiowania jego stylu, estetyki i pomysłów.
Ale jednocześnie znajdziecie tu przebłyski dawnej świetności, sceny klimatu, za
który kochało się pisarza, dobrze nakreślone postacie, akcję, udane tło
obyczajowe… Nie jest to ambitna literatura, nie ma też wielkiego rozmachu, ale wciąż
to kawał dobrej rozrywki na poziomie. Coś dla fanów grozy, fantastyki i
thrillerów (King po latach wrócił tu do specjalizującego się w kryminałach noir
wydawcy Hard Case Crime, dla którego zrobił wyśmienitego „Colorado Kid” i sympatyczny
„Joyland”).
Kto kocha Kinga, niech bierze w ciemno. Jeśli podobały mu się jego ostatnie dokonania, takie jak „Pudełko z guzikami Gwendy”, „Uniesienie” czy „Instytut”, będzie bardzo zadowolony. Ale nawet ci, którzy tęsknią za starym, dobrym Królem z czasów „To”, „Bastionu” czy choćby „Dallas ‘63” też znajdą tu coś dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz