Ostatnio mam, kolokwialnie mówiąc, fazę na przygody
Asteriksa. Wszystko za sprawą wznowień od Egmontu, które pozwoliły mi w końcu poznać
niektóre z losów dzielnych Galów. A mając ochotę na więcej, postanowiłem sięgnąć
po kolejne tomy, odświeżyć stare… I tak oto mój pierwszy wybór padł na
klasyczny album „Asteriks i Kleopatra”. Klasyczny, z samych początków istnienia
serii (piąty w kolejności), ale wciąż pozostający jednym z najlepszych.
Kleopatra zakłada się z Juliuszem Cezarem, że udowodni
mu wielkość swojego ludu i w ciągu trzech miesięcy pobuduje w Aleksandrii
wspaniały pałac. Zadanie to zlecana Numerobisowi, beznadziejnemu architektowi,
który od teraz musi albo wypełnić zadanie – co jest niemożliwe – albo zginąć w
paszczy krokodyli. Szukając pomocy, udaje się do Panoramiksa, który zgadza się
wspomóc biedaka tak magicznym eliksirem, jak i siłą rąk Obeliksa i Asteriksa. Wszyscy
razem wyruszają więc do Egiptu, ale nie wiedzą jeszcze, jak wiele problemów na
nich czeka…
Pamiętacie film „Asteriks i Obeliks: Misja
Kleopatra”? Ta jedna z najlepszych ekranizacji komiksów europejskich w dziejach
zachwycała humorem i pewnym metafikcyjnym podejściem do tematu. Nie był to jednak
wymysł scenarzystów z XXI wieku, a oryginalne pomysły, które René Goscinny
zastosował już w 1965 roku. Twórcy filmowi jedynie nieco je rozbudowali, ale
wszystko, łącznie z samą fabułą (może poza żartami dla dorosłych), pozostało
takie samo, jak w tym komiksie, który mimo upływu lat bawi i zachwyca, jak
dekady temu.
Dlaczego? powtórzę, co już pisałem nie raz: bo to
seria genialna w swej prostocie. Frazes? Być może, ale taka jest prawda. René
Goscinny, który w swojej karierze stworzył wiele wielkich i kultowych opowieści
(„Lucky Luke”, „Iznogud” czy „Mikołajek” to tylko niektóre z nich), w
„Asteriksie” wspina się na wyżyny swojego talentu, dzięki czemu opowieść jest
tak doskonała. Z jednej strony mamy tu bowiem świetne przygody, które
autentycznie wciągają, z drugiej doskonały humor bawiący, jak niewiele innych
(humor, w którym mamy też miejsce na wiecznie aktualną satyrę), a wreszcie
także i inteligentną zabawę historycznymi ciekawostkami, stereotypami czy
motywami (tu ciągle powtarzane żarty odnoszące się do nosa). Wszystko to
wieńczy obowiązkowy morał, ale morał podany w przystępny sposób, bez nachalnego
dydaktyzmu.
Za to z naprawdę doskonałą szatą graficzną. Klasyka
europejskiego komiksu nigdy nie jest źle narysowana, ale „Asteriks” i tak pozostaje
najbardziej złożony w swej prostocie (także na polu kolorystycznym), dzięki
czemu wszystko wygląda tu tak doskonale i z miejsca wpada w oko. Razem wzięte
zaś daje nam naprawdę urzekającą, wciągającą i porywającą lekturę, w której
każdy znajdzie coś dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz