Po ponad dekadzie od zawieszenia działalności
artystycznej, Feliks W. Kres powraca. Na razie na jego fanów czekają co prawda
tylko wznowienia „Księgi całości”, ale już wkrótce się to zmieni i w końcu ten
cykl zostanie po latach zakończony, dzięki dwóm nowym powieściom. Póki co
jednak, ci którzy jeszcze nie poznali jego sagi, a lubią typową literaturę
fantasy, mają szansę poznać pierwszy jej tom, w nowym, uzupełnionym wydaniu. A
że jest to całkiem udana literatura rozrywkowa, chyba nikt nie będzie miał
powodów do narzekań.
Szerń i Aler to dwie strony jednego medalu. Od Szerni
się zaczęło, to ona przejęła świat i sprawiła, że ludzie, koty i sępy stały się
inteligentnymi gatunkami. Aler przybył znad Bezmiarów, stworzył własne życie i…
Jak się można domyślić, od tamtej pory toczy się między nimi wojna.
I tu na scenę wkraczają Armektyńscy wojskowi,
którzy robią wszystko, by bestie Alera nie wdarły się w głąb kontynentu. Ale to
przestaje wystarczać i już wkrótce musi dojść do bitwy, która wszystko odmieni.
Tylko czy ktokolwiek będzie miał okazję ją przeżyć?
„Księga całości” to na pewno jedno z bardziej
kojarzonych dokonań polskiej fantastyki, korzeniami tkwiącej w zamierzchłych
dla nas czasach. Mimo to przez lata żaden tom nie wpadł w moje ręce. Kiedy więc
teraz nadarzyła się okazja nadrobienia zaległości, nie wahałem się dużo. Co z
tego wyszło? Na pewno „Północna granica” nie bije moich ulubionych rodzimych
serii fantasy (powieści Lewandowskiego, Ziemiańskiego czy Wegnera), ale
pozostaje całkiem udaną i przyjemną lekturą, chociaż pierwszy tom bardziej przypomina
wprowadzenie (i wprawkę) do właściwej opowieści.
Co należy zaliczyć tej historii na plus, to typową
dla rodzimej literatury swojskość, poza tym to lekka książka, o nieźle
pomyślanym świecie i nie najgorzej zaprojektowanych postaciach. Napisana w dość
prosty sposób, nie nudzi, ma swój klimat i parę intrygujących rzeczy. Akcja też
jest całkiem niezła, czasem naprawdę wciąga, a i sam fakt, że czytelnik
wrzucony zostaje w obcy mu świat, pełen własnych nazw i tym podobnych rzeczy i
powoli musi w nim odnajdować dodaje całości uroku i pikanterii.
In minus? Z jednej strony hermetyczność całości, bo
rzecz skupiona jest na militarnym aspekcie, nie wykorzystując – mam nadzieję,
że na razie – potencjału świata. Chaos też się tu zakrada, czasem styl i zdania
są zbyt proste, a im bliżej finału, tym akcja robi coraz mniejsze wrażenie. Na
szczęście „Północna granica” nie nudzi (choć niektóre opisy militarne Kres mógł
sobie darować), nie jest rozwleczona i daje ciekawe perspektywy na przyszłość.
W skrócie: udana rzecz dla miłośników takich
klimatów. Niewymagająca, stricte rozrywkowa, pozbawiona pretensji do czegoś więcej,
ale w swojej kategorii udana. I to na tyle, bym był ciekaw, co też Kres
zaserwuje nam dalej. I trzeba też pamiętać o bardzo dobrym wydaniu,
przyozdobionym ilustracjami znanego miłośnikom komiksu Przemysława
Truścińskiego.
Dziękuję wydawnictwu
Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz