Hellblazer (Jamie Delano) tom 2 – Jamie Delano, Mark Buckingham, Bryan Talbot, David Lloyd, Richard P. Rayner, Mike Hoffman, Ron Tiner
Wydawanie „Hellblazera”
Jamiego Delano trwa. Zbiorcze albumy z tej serii miały co prawda skończy się po wydaniu runów
Azzarello, Ennisa i Ellisa, ale wydawca zdecydował się – i chwała mu za to –
dorzucić do tego klasyczne zeszyty Delano. Zeszyty, które wyjaśniły nam wiele
luk w opowieści i stanowią pomost między „Saga o Potworze z Bagien” i
„Hellblazerem” Grtha Ennisa. A przede wszystkim są po prostu kawałem
rewelacyjnego komiksu dla dojrzałych czytelników, który poznać jest warto o
wiele bardziej, niż można by sądzić.
Ileż można znieść ciągłych walk z duchami, demonami
i innymi bytami nadprzyrodzonymi? Nawet ktoś taki, jak John Constnatine, cyniczny
paranormalny detektyw, może mieć dość. Dlatego teraz postanawia odetchnąć od
swojej misji i znaleźć się bliżej ludzi i człowieczeństwa. Czy jednak
wstąpienie do komuny u wyprawa przez cały kraj pozwolą mu znaleźć ukojenie, czy
jednak mroczne siły upomną się o swoje, a John znów będzie musiał zawalczyć o
losy naszego świata?
Kiedy mówi się o „Hellblazerze”, pierwsze nazwisko
jakie przychodzi na myśl to Garth Ennis. To on wyniósł serię na nowe poziomy,
stworzył najciekawsze i najlepsze opowieści, które stały się potem inspiracją
dla filmu kinowego i wykreował pomysły, stanowiące przedsmak jego późniejszych
dzieł. Niemal równie dobrze oceniono też run Briana Azzarello, a nie ustępował
im Warren Ellis ze swoimi świetnymi historiami. Wielkie nazwiska związane z
cyklem można by wymieniać jeszcze długo, poza tym twórcą głównego bohatera był
sam Alan Moore, jedna z legend i wielki rewolucjonista opowieści obrazkowych.
Na takim tle łatwo jest zapomnieć o Jamiem Delano, ale niesłusznie.
Pierwszy powód i – o dziwo – najmniej istotny – dla
którego Delano powinien zostać zapamiętany na zawsze jest taki, że to on
stworzył pierwsze przygody Johna Constantina pod jego własnym szyldem. Wziął
postać wymyśloną przez Alana Moore’a, odświeżył ją nieco, wyeksponował cechy charakterystyczne,
dodał coś od siebie i wrzucił w wir przygód, które na równi były fantastyką i
horrorem, co satyrą, komentarzem społecznym forum, na którym twórca mógł
wyłożyć własne poglądy czy przekazać ostrzeżenia. Wyszło z tego dzieło gorzkie,
mroczne, piekielnie inteligentne i przemyślane. Coś, co nie ustępuje wcale
runom wspomnianych wyżej artystów, a zarazem kładzie podwaliny pod ich
opowieści.
Delano nie jest tak ostry, jak choćby Ennis, nie jest
tak kontrowersyjny, jak Ellis – choć jak na swoje czasy jest niemal szokujący –
ale czuje tę opowieść i tego bohatera, jak niewielu artystów. Jego wizja
przekonuje, trafia, poraża i skłania do myślenia. I zachwyca też klimatem,
który potrafi wsączyć się do naszej wyobraźni, serca, ale i umysłu. Podkreślają
to wyminięte ilustracje, ze wszech miar klasyczne, dopracowane, chociaż zdarza
się dziwny design postaci i różnorodne.
Wszystko to razem wzięte daje nam znakomity komiks. Komiks rewelacyjny. Coś, co koniecznie trzeba poznać, jeśli cenicie opowieści graficzne i szkucie ambitnej, nieszablonej historii dla dorosłych.
Komentarze
Prześlij komentarz