GRANIE, ŚPIEWANIE,
OKRADANIE, WALCZENIE
„Klezmerzy”, barwna seria przedstawiająca losy
żydowskich grajków i świat, którego już nie ma, powraca z trzecim tomem. Komu
podobały się dwa poprzednie, polecać nie muszę, weźmie w ciemno. Ale każdy
zainteresowany taką tematyką na pewno odnajdzie tu wszystko to, czego oczekuje
i będzie bawił się naprawdę dobrze.
Noé Davidovitch, Baron Tyłka Swego, Hava, Yaakov,
Vincenzo, Tchokola znów grają! Ale nie samym graniem człowiek żyje, a w życiu
pojawia się wiele problemów. Złodzieje działający w okolicy będą nie lada
wyzwaniem. Cygani też niczego nie ułatwiają, a to przecież jedynie fragment
tego, co dziać będzie się tym razem…
Trudno jest nie odnieść wrażenia, że „Klezmerzy” to
taki komiksowy odpowiednik „Skrzypka na dachu”. Przede wszystkim jednak to
próba oddania własnych korzeni i historii w formie prostej, ale wcale nie
pustej. Sfar, wychowany w żydowskiej kulturze przez matkę śpiewaczkę i ojca
adwokata, nasyca swoją opowieść barwami minionej epoki i dźwiękami żydowskiego
grania. Nie robi tek tak, jak zrobiłby to historyk. Nie szafuje faktami ani
datami, stawia na uczucia, emocje i własną wizję. Czy wierną, czy nie, to już
chyba osądzi sam, ale na pewno urzekającą.
„Klezmerzy” to zatem nie biografia, nie relacja
historyczna, a dzieło rubaszna i wcale nie takie kolorowe, choć jakże barwne
przecież. Dzieje się tu dużo, jest w tym pewna magia sentymentu, ale
jednocześnie nie brakuje tu brudu czy dosadności. To bajka, to marzenie, ale
jednocześnie Sfar zrywa z twarzy różowe okulary i nie chce dać się uwieść
naiwności, jaką mogłaby zdominować strony. Dzięki temu w recę czytelników
trafia dzieło tętniące życiem i muzyką, a zarazem gorzkie i przypominające o
nieuchronnym końcu tego wszystkiego, co możemy tu obserwować. Dzieło, które
mnie osobiście kupiło, choć muzyki klezmerskiej nie trawię.
Jak to się stało? Cóż z jednej strony nie mogę nie
docenić, jak Sfar za pomocą obrazów i słów zdołał jednak przekazać dźwięki.
Onomatopeje aż dźwięczą nam w uszach, muzyka pojawia się w głowie. I można jej nie
lubić, ale nie można nie docenić tego, jak uchwycił to wszystko. Oprócz muzyki
mamy tu jednak historię obyczajową, sensacyjną… To tragedia, romans, komedia,
erotyka. To życie, dawne, a jednak nam bliskie.
Szata graficzna? To skrajna prostota. Szkicowane na
szybko plansze, z kolorem kładzionym w sposób, który trudno określić inaczej,
jak gwałtowny, a jednak Sfarowi udaje się uchwycić sedno. Prostota jest tu
kluczem do całości, a ta całość satysfakcjonuje i warta jest poznania.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz