„Fire Force” jak każdy shounen to manga, którą
czyta się szybko, lekko i przyjemnie i nawet kiedy bierze się do rąk tomik z
dwucyfrową liczbą na okładce, poziom zawsze jest zachowany. Trudno więc w tym
miejscy właściwie powiedzieć coś innego, niż to, że jeśli podobały się Wam
poprzednie tomy, po ten możecie sięgnąć w ciemno. Tak samo, jak ci, którzy
lubią typowe bitewniaki, gdzie walki łączą się z fantastyką, humorem i nuta
erotyki.
Walka trwa. Ewangelista chce zdobyć posiadaczy
Adolla Burst, ale po co właściwie? Z jego sługami zmagają się Specjalne Siły
Przeciwpożarowe, ale czy będą w stanie ocalić Incę, kolejną z ich celów?
Równie istotne jest jednak odkrycie kim jest
Ewangelista i po co to wszystko robi. By to zrobić, nasi bohaterowie, w tym
Shinra, będą musieli udać się na nowe tereny. Co spotka ich na tym obcym dla
nich kontynencie?
Jakiś czas temu, w rozmowie o shounenach, zażartowałem,
że łatwo się je recenzuje. Opis? Wystarczy wspomnieć, że bohaterowie biją się
po mordach, zmienić tylko ich nazwiska i gotowe. Przy ogólnym spojrzeniu też
się to sprawdza, wystarczy raz jeszcze wspomnieć o gatunkowych schematach, które
zawsze są powielane. I po sprawie. Żart, ale po dokładniejszym przemyśleniu
wcale nie. Bo shounen jest tak wtłoczony we własne ramy – choć zdarzają się wyjątki
– że rzadko się z nich wyrywa. I dokładnie to odnosi się do „Fire Force”. A nawet
w tym przypadku jeszcze bardziej.
Dlaczego? A dlatego, że „Fire Force” wręcz pełnymi
garściami czerpie z innych shounenowych hitów. Na tym polu najbardziej w oczy
rzucają się elementy zapożyczone z „Ao no Exorcist” (bohater skrywający w sobie
demona, treść o walce sił religijno-militarnych ze złem, pewne podobieństwa w
wykreowaniu samego świata.), ale na tym nie koniec. Kto czyta takie mangi, jak
„Naruto”, „My Hero Academią” i im podobne też znajdzie tu znajome akcenty. O dziwo
wcale nie zatraca przez to własnego charakteru, a autor dokłada starań by
znalazły się tu cechy typowe dla niego (tik głównego bohatera, rozbierane
wypadki jednej z jego koleżanek itp.).
A skoro to typowy przecież bitewniak, mamy tu
szybkie tempo, walki prowadzone z rozmachem i dynamizmem, intrygujących złoli,
bez których by się nie obyło i widowiskowe pokazy mocy, zdolności czy gibkości
ciał. Poza tym jest tu też humor, odrobina erotyki, fantastyka i dużo lekkości.
Czyta się to szybko i przyjemnie. A całość, chociaż nie skłania do zadumy,
potrafi zagwarantować udaną rozrywkę i zapewnić czytelnikom trochę czasu w
świecie, gdzie oderwą się od codziennych problemów i przez chwilę żyć będą
fantastycznymi przygodami wymyślonych postaci.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz