Dziś na recenzencki warsztat biorę komiks, który po
raz pierwszy na polskim rynki pojawił się dokładnie trzy dekady temu, bo w roku
1992. Wznowiony w zeszłym roku w ramach „Epic Collection”, wart jest
przypomnienia. Tym bardziej, że to naprawdę kawał znakomitego dzieła nie tylko
dla fanów przyjaznego pajączka z sąsiedztwa.
Fabuła to skrótowe potraktowanie trzech dekad
wydawania „Amazing Spide-Mana”. Ale opowiedziana zostaje z perspektywy zarówno
Petera, jak i Mary Jane. Od słynnego ugryzienia przez pająka, po ślub obojga,
widzimy krok po kroku, jak oboje starali się nie spotkać, jak nie sądzili, że
przypadną sobie do gustu i jak w końcu los i tak splótł ich ścieżki. A wszystko
to na tle zmagań z kolejnymi wrogami i wielkich wydarzeń, jakie wstrząsają życiem
obojga…
W roku 1992 ten komiks na polskim rynku był swoistym
objawieniem. Nad Wisłą „Spider-Man” ukazywał się dopiero od dwóch lat, w tym
czasie dostaliśmy kilka świetnych opowieści („Nikt nie zatrzyma Władcy Murów!”,
„Ślub” czy nieco historii z Venomem), mieliśmy też odrobinę genezy bohatera,
ale wciąż zeszyty z jego przygodami w naszym kraju pomijały niemal trzydziestoletni
okres jego losów. A ten zeszyt wypełniał ową lukę. Niedokładnie, bo jak tu
streścić tyle fabuł na kilkudziesięciu stronach, ale jednak, a przy okazji
pokazał, ze komiksy superhero wcale nie muszą być skupione tylko na biciu się
po gębach.
I na tym też polega ogólna rewolucyjność tego
zeszytu. W 1989 roku, kiedy debiutował, w głównonurtowych seriach
superbohaterskich niewiele było okazji na snucie historii obyczajowych czy
skupionych na psychice bohaterów, gdzie akcja byłaby elementem drugorzędnym,
jeśli nie jedynie tłem całości. Tymczasem Conawy, który wcześniej dał nam
chociażby opowieść o śmierci Gwen, w tej pierwszej powieści graficznej o
Pajęczaku poszedł tą nieoczywistą drogą i kupił na uczuciach. Na miłości. I na
psychice bohaterów. MJ w jego wykonaniu, odbrązowiona zresztą już wcześniej
(patrz. „Narodziny Venoma”), to smutna dziewczyna z traumami, która wszystko ukrywa
pod płaszczykiem rozrywkowej, wesołej panienki. Peter to Peter, nie zmienia się
tu bardzo, ale jego cechy zostają jeszcze bardziej podkreślone.
Do tego Conway nie tylko przypomina tu
najważniejsze wątki, ale też wreszcie po raz pierwszy ukazuje chronologię życia
MJ na tle losów Petera, ukazując jak się dowiedziała, że jest Spider-Manem i
kiedy to było. A ponieważ skupia się na postaciach i tym, co dzieje w ich
głowach, akcję ograniczając do niezbędnego minimum, wychodzi to znakomicie. I jednocześnie
sprawdza się, jako streszczenie wątków serii. In minus zaliczyłby tu niemal
zupełne pominięcie postaci Gwen i wycięcie wątku z jej śmiercią. To jednak
drobiazg w porównaniu z całą resztą, włącznie ze świetnymi ilustracjami
Saviuka, który tu, kreską imitując klasykę, pokazuje na co naprawdę go stać.
Z tych wszystkich powodów, warto poznać ten zeszyt.
Zeszyt świetny, nastrojowy i bliższy życia, niż większość spiadermanowych
komiksów. Nie jest to opowieść na miarę „Śmierci Stacych”, „Ostatnich łowów Kravena”
czy „Niebieskiego”, ale i tak nie pożałujecie lektury.
Komentarze
Prześlij komentarz