Kolekcja „Wielkie pojedynki” to było jedno wielkie
zaskoczenie. Nagle pojawiła się w sklepach Carrefour i z miejsca narobiła
sporego szumu. Grube tomy, w genialnej cenie, nieźle wydane i zawierające
dobre, czasem nawet bardzo komiksy… Trochę trwało, zanim dorwałem je w swoje
ręce, ale kiedy w końcu paczka dotarła znów poczułem się, jak dzieciak, który
lata temu polował na kolejne tm-semicowe „Mega Marvele” i to chyba najlepsza
ocena, jaką mogę wystawić tej kolekcji. Ale nie jedyna dobra, jaka ciśnie się na usta.
Zanim przejdę do omawiania poszczególnych tomów,
rzućmy okiem na samą kolekcję i to, jak jest wydana. Ludzie odpowiedzialni za
„Wielkie pojedynki” to zarówno nazwiska znane z TM-Semic, jak i kolekcji
„Superbohaterowie Marvela”. To zaś rodzi zarówno wiele sentymentów, jak i obaw,
bo nie oszukujmy się, ale i TM-Semic, i „SBM” pod względem tłumaczenia na
szczególnie wysokim poziomie nie stały, a czasem wręcz była to tragedia.
Tragedii teraz nie ma, czasem mogło być lepiej, ale źle też nie jest, bo w większości
przekład stoi na dobrym poziomie (choć z korektą różnie niestety bywa).
Edytorsko? Mamy tu albumy typowego amerykańskiego
formatu, wydrukowane na niezłym papierze offsetowym i każdy liczący po 240
stron. To zamknięcie w konkretnych ramach wymusiło na ekipie sklecającej to
wszystko pewne cięcia. I tak np. w tomie poświęconym Venomowi dostajemy jedynie
drugą i trzecią część trylogii „Carnage”, a w „X-Men” zaledwie fragment
„Magneto War”. Z tym, że podobne cięcia nie są zazwyczaj szczególnie widoczne i można
przymknąć na nie oko, mając w zamian sporo świetnego materiału, czasem
wzbogaconego nawet o dodatki. Materiału, owszem, często znanego po polsku,
niemniej niemal w każdym tomie dostaniecie historie, których na naszym rynku
jeszcze nie było, a może nawet i nie będzie i choćby dla nich warto sięgnąć po
kolekcję.
Wszystko jasne? Zatem przyjrzyjmy się po kolei
poszczególnym tomom. Na pierwszy ogień idzie tu album „Avengers kontra Ultron”,
czyli zbiór różnych starć tytułowych postaci. Jest to przekrój przez kilka
istotnych historii, od pierwszych walk, po miniserię „Ultron Forever”. Album
ciekawy, całkiem równy, stanowi dobre uzupełnienie wydanych już po polsku
„Narodzin Ultrona” (których część kopiuje), „Ultrona bez granic” czy „Ery
Ultrona”.
Tom drugi, choć tytuł obiecuje przygody „Strażników
Galaktyki” to przede wszystkim zbiór pierwszych ośmiu zeszytów serii „Avengers:
Assemble” – tak, tych pisanych przez Bendisa, wydanych w ramach WKKM – oraz
trzech numerów „Strażników”, które mogliśmy czytać w ramach „Marvel Fresh”
(tie-inów do eventu „Grzech pierworodny”). Nowości tu nie ma, ale świetna
akcja, dobre rysunki i doskonałe pomysły sprawiają, że to rozrywka na naprawdę
wysokim poziomie. I dobra rzecz do poznania Strażników Galaktyki.
Tom trzeci to nie lada gratka dla fanów Deadpoola.
Tym razem bowiem dostajemy album złożony w całości z nieznanych dotąd na
polskim rynku zeszytów z tym bohaterem. Deadpool walczy z drugim, złym
Deadpoolem, a potem cała masa Deadpoolów bierze udział w szalonej akcji, gdzie
Deadpool zabija Deadpoola. Pomieszanie z poplątaniem, ale całkiem zabawne. Nie
wybitne, niemniej przyjemne, szalone i momentami urocze dzieło dla tych, którzy
najemnika z nawijką znają i lubią.
Tom czwarty to jedna z najlepszych części kolekcji.
Zbiór opowieści o X-Menach z lat od 60. do 90. Sporo klasyki Stana Lee i Chrisa
Claremonta, do tego trzy kultowe zeszyty otwierające bestsellerową serię „X-Men” z rysunkami
Jima Lee i wstęp do „Magneto War”, pokazują nam nie tylko przekrój przez
konflikt z tym wrogiem, ale przede wszystkim wyśmienitą szatę graficzną. Takich
„X-Men” pokochałem jako dzieciak – część tego tomu to wznowienie z czasów
TM-Semic – i takich kochać będę zawsze. A naprawdę dobra, pełna akcja fabuła
tez satysfakcjonuje, choć łatwo o niej zapomnieć, kiedy patrzy się na te
grafiki.
W części piątej czeka na nas przekrój starć
Spider-Mana i Mysterio. Od pierwszych, jakże infantylnych, ale jednak uroczych,
po udane „Mysterioso”. Nie ma w tym tomie wielkich historii, poziom całości
jest jedynie niezły, jednak jej siła tkwi w tym, że fani postaci dostają tu
niemal same zeszyty dotąd po polsku niedrukowane.
Za to „Wolverine kontra Sabretooth”, szósty tom
„Pojedynków”, to najbardziej spójny z wszystkich albumów. Mamy tu dwie
premierowe dla nas historie, obie stworzone przez duet Loeb/Bianchi, który
serwuje nam świetną, dynamiczną i wyśmienicie zilustrowaną opowieść. Szata
graficzna cierpi trochę ze względu na papier – offset nie oddaje głębi i
wszystkich niuansów realistycznych, dopracowanych i pięknie malowanych plansz
Bianchiego, ale i tak robią one wrażenie. A dorzucona na deser klasyczna
historia Claremonta miło całość dopełnia.
Dalej mamy absolutny klasyk, „Venom kontra
Spider-Man”. Czyli przedruk w przeważającej większości znanych po polsku
zeszytów z rysunkami Todda McFarlane’a, Erika Larsena i Marka Bagleya. Od
świetnego powstania Venoma, po pierwsze starcie z Carnagem – w taką podróż
zabiera nas ten tom. Otwiera go 300 zeszyt „Amazing Spider-Mana” (obecnie
najczęściej wznawiany w Polsce ze wszystkich Pająków), kończą dwie finałowe (z trzech)
części „Carnage’a”. Na ten brak trudno nie zgrzytać zębami i w ostatecznym
rozrachunku lepiej zaczekać, aż te materiały pojawią się w całości w „Epic Collection” od
Egmontu (częściowo już się pojawiły zresztą), chyba że naprawdę nie możecie się
doczekać. Mimo wszystko bowiem to kawał świetnego komiksu, który znać warto, a
wręcz trzeba i jeśli chcecie całkiem kompleksowego przekroju początków Venoma w
uniwersum Pająka, a nie zamierzacie kupować dłuższych serii, to coś dla Was. I
to coś absolutnie świetnie zilustrowanego.
Ósmy tom, „Thor kontra Loki”, to kolejna rzecz dość
dobrze znana na polskim rynku. Klasyczne zeszyty to co prawda nowość, ale
główna atrakcja albumu, miniseria „Loki” była swego czasu wydana nad Wisłą. I
to w lepszym edytorsko albumie. A że jest to opowieść warta poznania jedynie dla
rysunków, genialnie malowanych prac Ribića, bo fabularnie jest dziełem mocno
przeciętnym, chyba lepiej poszukać tamtego wydania. Niemniej dla fanów Thora
jest tu sporo udanych klasycznych zeszytów, więc na pewno nie będą zawiedzeni.
„Kapitan Ameryka kontra Red Skull” to bardzo
przyjemny powrót do przeszłości. Pierwsza połowa to szansa poznania klasyki z
Red Skullem, jego historii i pierwszych starć na marvelowskiej arenie. Reszta
tomu natomiast to przedruk „Operacji Odrodzenie”, czyli historii, która w
Polsce ukazała się niegdyś jako „Mega Marvel” – pierwszy solowy komiks z
Kapitanem na naszym rynku. Owszem, w albumie nie brak infantylizmów czy
niedociągnięć, niemniej i tak mamy tu kawał naprawdę bardzo dobrej komiksowej
rozrywki z nutą zadumy nad ważkimi kwestiami bohaterstwa.
Serię zamyka tom „Iron Man kontra Whiplash”. Wybór
takiego a nie innego tematu, jak i historii do niego dziwi, bo ani „Whiplash”
nie jest najciekawszym czy najbardziej znanym przeciwnikiem Człowieka z Żelaza,
ani zawartość nie jest spójna. Poza klasycznymi zeszytami z początków istnienia
postaci i ciekawym numerze „Spider-Man: Team-Up”, dostajemy tu ósmy zeszyt
trzeciego volume’u „Iron Mana”, który urywa się w najlepszym momencie bez ciągu
dalszego (swoją drogą jest to ciąg dalszy tego, co widzieliśmy przed laty w
„Mega Marvelu” poświęconym Ironowi) i trzecią część „The Mask in the Iron Man”,
też bez sensu wciśniętą do środka, przez co album należy do najsłabszych z kolekcji. Dobrze, że potem czeka nas tytułowa
miniseria, wydana w całości, co ratuje nieco ten chaotyczny tom.
Niemniej, mimo minusów, warto po kolekcję sięgnąć. Bo tanio, bo dużo (240 stron przy tej jakości i cenie niespełna 14 zł to prawie darmo) i bo w większości naprawdę dobrze. Są tu świetne komiksy, jest przekrój, jest różnorodność… Braki też są, ale da się je przeżyć. I chociaż to trochę taki odpowiednik serii „Batman: Arkham”, czasem niestety bez jej spójnośći, jeśli lubicie komiksy Marvela, powinniście go poznać. A i na początek przygody z tym światem też, mimo beznadziejnych okładek, nadają się jak znalazł. Po wszystkim zaś zostaje jeden wniosek: polski Carrefour mógłby częściej oferować podobne produkty, bo w innych krajach mamy wiele podobnych serii, jak np. „Cómics Superhéroes Marvel”, „Super Heroes Collection” czy „Le Côté Obscur Des Super-Héros” i niektóre z nich warto byłoby mieć.
Komentarze
Prześlij komentarz