Postać Venoma okazała się wielkim sukcesem. Nic
więc dziwnego, że twórcy, idąc za ciosem, zdecydowali się na stworzenie
kolejnego symbionta. Tak narodził się Carnage, a wraz z nim ta opowieść -
szalona fabuła, pełna akcji, trupów i widowiskowych walk, w której rysownik
Mark Bagley mógł pokazać na co go stać.
Pojawia się nowe zagrożenie, Cletus Kasady,
psychopata, seryjny morderca, połączył się z potomkiem Venoma i tak narodził
się Carnage – idealna maszyna do zabijania. Silniejszy nawet od Venoma,
pozbawiony jakichkolwiek zasad moralnych, zaczyna swój morderczy pochód przez
Nowy Jork, na cel obierając kolejne osoby, z J. Jonahem Jamesonem na czele.
Spider-Man, nie mając najmniejszych szans w starciu z nim, postanawia połączyć
siły z Venomem, byle powstrzymać wroga. Ale czy się to uda? Venom, przekonany o
śmierci Pajęczaka, może chcieć go zabić, do tego jego dziwne pojmowanie
niewinności i sprawiedliwości też może stać się problemem. A czas ucieka…
Ten zeszyt „Amazing Spider-Mana” łatwo było w
pewnym stopniu zignorować. W poprzedzających go numerach TM-Semic zaserwowało
czytelnikom prawdziwą jazdę bez trzymanki. Mieliśmy wówczas okazję czytać m.in.
pierwsze komiksy J.M. DeMatteisa, do tego dostaliśmy świetne „Maski” – solowy numer
McFarlane’a – czy szaloną „Zemstę Sinister Six”, a za miesiąc w nasze ręce
wpaść miała pierwsza część wybitnych „Ostatnich łowów Kravena”. A jednak
historia Carnage’a naeet na tle wszystkich tych niezapomnianych opowieści broni
się znakomicie.
Jej siłą jest to, że jest brutalniejsza i
mocniejsza, niż zwyczajowe komiksy z tamtych lat. Carnage zabija na prawo i
lewo, a chociaż historia jest przecież lekka i nieskomplikowana, scenarzysta
stara się zawrzeć w niej sporo psychologii. Nie tyle, co wspomniany już
DeMatteis, ale warto o tym pamiętać. To też istotny punkt zwrotny w kreowaniu
Venoma i jego kodeksu, a także dalszych relacji ze Spider-Manem. A jednocześnie
kawał naprawdę dobrego komiksu akcji.
Wielką jego siła jest też to, że Bagley pokazuje
się to od najlepszej strony. To nie iście mangowe prace rodem z „Ultimate
Spider-Mana”, a dobra, czysta, klarowana kreska, pełna lekkości, detali i klimatu
kreska. Jest tu dynamika, jest świetne uchwycenie postaci, jest też własny
charakter, dodający pracom jakości. A kolor doskonale to uzupełnia.
Po prostu kawał dobrego komiksu. Bezkompromisowego,
rozrywkowego, ale i z nutą czegoś więcej. A po lekturze zostaje jedynie żal, że
obecnie już takich historii się nie tworzy.
Komentarze
Prześlij komentarz