Batman. Detective Comics #1027 – Brian Michael Bendis, Chris Burnham, Kelly Sue Deconnick, Matt Fraction, Klaus Janson, Dan Jurgens, Tom King, Emanuela Lupacchino, David Marquez, Dan Mora, Grant Morrison, Kevin Nowlan, Ivan Reis, Eduardo Risso, John Romita Jr., Riley Rossmo, Greg Rucka, Bill Sienkiewicz, Walter Simonson, Scott Snyder, Mariko Tamaki, Peter J. Tomasi, James Tynion IV, Brad Walker, Marv Wolfman, Chip Zdarsky
Nadeszła pora kolejnego jubileuszu Batmana! Dlaczego
świętujemy akurat numer 1027, to wiedzą wszyscy fani serii, a niezorientowanym
wszystko wyjaśnię już za chwilę. Wszystko sprowadza się do tego, że to kolejny
warty poznania album. Nierówny, ale zarazem różnorodny, pokazujący różne
oblicza bohatera i serii i zabierający zarówno wiernych czytelników, jak i
nowych odbiorców w podróż po codzienności obrońcy Gotham City.
Batman, zamaskowany mściciel, Mroczny Rycerz,
Zakapturzony Krzyżowiec w pelerynie, obrońca sprawiedliwości. Pod maską kryje
się bogacz, Bruce Wayne, który po stracie rodziców w wyniku napadu, poświęcił
się walce ze złem. Przez lata narobił sobie wrogów, szalonych, niebezpiecznych przebierańców,
od nieobliczalnego Jokera zaczynając, przez Two-Face’a, na Killer Crocu
skończywszy. Ale zyskał też wielu pomocników, tych zwyczajnych, jak komisarz
Gordon, jak i zamaskowanych: Robin, Batgirl, Nightwing.
W tych opowieściach poznajmy różne epizody z jego
życia. Związany Batman budzi się wrzucony do wody. Ale kto to zrobił i
dlaczego? Potem poznajemy iście urodzinową walkę z Jokerem. Po drodze czeka nas
poznanie pracy gothamskiej policji, historię napromieniowanego człowieka, a
wreszcie także przygodę z Ligą Sprawiedliwości!
Takich komiksów, jak ten na polskim rynku nie
brakowało i nie brakuje. Już w 1997 roku wydawnictwo TM-Semic przedstawiło nam
pierwszą, do dziś niedoścignioną antologię „Batman: Black and White”, w której najwięksi
twórcy przygód Gacka prezentowali swoje krótkie komiksy. Kiedy Egmont zaczął
wydawać superbohaterskie opowieści graficzne od DC sięgnął po ciąg dalszy tego
zbioru, a ostatnio nawet wznowił wszystkie z nich. Ale w ostatnich latach nie
zabrakło podobnych antologii z różnymi krótkimi komiksami tworzonymi przez czołówkę
artystów: w pewnym sensie mieliśmy to już w albumie „Batman: Ślub”, a na całego
w jubileuszowym „Detective Comics #1000” i „Batman: Świat” – w tym ostatnim
zresztą mogliśmy cieszyć się nawet historią zrobioną przez Polaków, chociaż
niestety była jedną z najgorszych w tomie.
A teraz do tej listy dołącza „Batman: Detective
Comics #1027”. Dlaczego właśnie padło na ten numer? Z prostego powodu: Batman
jako postać debiutował w 1939 roku dokładnie w 27 numerze magazynu „Detective
Comics”, a to oznacza, że wraz z tym albumem przekracza magiczną liczbę tysiąca
własnych przygód w jej ramach. Z tej okazji zebrały się tu takie gwiazdy, jak
Brian Michael Bendis, Gran Morrison czy John Romita Jr. Brak tu co prawda paru
mistrzów z Batmanem nieodzownie się kojarzących, jak Frank Miller, niemniej i
tak to dobra antologia.
Poszczególnie historie są różne poziomem, a twórcy
w kilkustronicowych fabułach nie mają zbytnio czasu na budowanie złożonych
opowieści, jak i pogłębionych psychologicznie i charakterologicznie postaci,
ale nie żałują nam za to akcji. Tu ciągle coś się dzieje, czasem na pierwszym
planie są typowe pojedynki z wielkimi łotrami, czasem bardziej przyziemne, proste
sprawy, to znów iście kosmiczne zagrożenie. A wszystko to czyta się dobrze i
stanowi dobry przekrój przez różnorodności batmanowych przygód, motywów i
łotrów. I nawet nieobeznani z uniwersum czytelnicy odnajdą się tu bez trudu i
będą przyjemnie bawić.
Do tego album oferuje dużo różnorodnych ilustracji.
Niektóre są lepsze, inne gorsze, klasyczni mistrzowie pokazują nam zarazem, że
nie do końca potrafią odnaleźć się w obecnej estetyce – albo to ona nie pasuje
do ich prac – jak i że nadal są w stanie zaoferować nam coś miłego. Współcześni
artyści kojarzeni z serią potwierdzają swoją klasę. A na wpadki nie zwraca się
większej uwagi – taki już ich urok, ukazujący różnorodność serii. Dla fanów to
zatem, pod każdym względem, przyjemny dodatek. Niezobowiązujący, ale wart
poznania choćby dla sentymentów, jakie potrafi wywołać. Dla nowych odbiorców
zaś to niezła okazja do wejścia w ten świat. Tak czy tak to dobry komiks. Niewybitny,
niezaskakujący, ale niezawodzący także. Po prostu dobry. I różnorodny.
Recenzja opublikowana także na portalu Sztukater.
Komentarze
Prześlij komentarz