Przez lata czytelnicy znad Wisły raczeni byli
komiksowymi Muminkami w różnej formie. Różnej, najróżniejszej, nigdy pełnej. Próbowano
zrobić to raz czy dwa, zebrać wszystkie komiksy, a przynajmniej wszystkie
pisane przez Tove Jansson, ale udało się to dopiero Egmontowi. A teraz, wraz z
tomem czwartym, dostajemy też ostatnie oryginalne historie, jakie powstały. Co
prawda ten album w całości składa się z prac brata Tove, słabszych, od dzieł
siostry, nadal jednak wart jest uwagi. I to bardzo.
Jak zwykle w Dolinie Muminków dzieje się dużo. Ryjek
zajmie się letniskiem i to nadmorskim, Muminek spotka wampira, poznamy też
uroki telewizji, a także ciocię Jane. A to jedynie część tego, co na nas czeka.
Muminki. Któż z nas ich nie zna? Kiedy byłem
dzieckiem, leciały w telewizji – jedna z moich ukochanych Wieczorynek –
zaglądały do kin – tak, „Kometa nad Doliną Muminków” to pierwszy film, na jaki
do kina poszedłem – a komiksy o nich można było kupić w każdym kiosku. I
kupowałem te komiksy, niezłe, coś jak disnejowskie historie o Kaczkach i
Myszach, ale tylko niezłe. Bo to nie były dzieła Tove Jansson, a jedynie
inspirowane serialem opowieści dla najmłodszych. A tymczasem autorka
książkowego pierwowzoru tworzyła historie zdecydowanie o szerszym zasięgu i
większej głębi. I chociaż jej komiksy cenię mniej niż książki – z książkami
zresztą nie są one kompatybilne, to rzeczy gdzieś obok, alternatywne, nie tyle
uzupełniające serię, co adaptujące jej schematy, ale nie treści, na nowy grunt
– nadal je uwielbiam.
Jej brat nie miał tyle telnetu, co ona, niemniej
wspierał siostrę przy tworzeniu komiksów, a potem przejął je i doprowadził do końca,
jaki widzimy tutaj. A co widzimy? Dobry koniec. Choć końcem trudno to wszystko
nazwać, bo serie takie, jak te definitywnych finałów nie miewają. Ale rzecz
jest udana, satysfakcjonująca, mniej głęboka i mniej zabawna, a jednak nadal
pełna satyry, humoru, przesłania i ciekawej zabawy motywami tak bajkowymi, jak
i życiowymi. Może nie jest to wszystko do końca spełnione, może nie jest
idealne, ale bardzo, bardzo dobre pozostaje i tak. I trafiające do czytelników
w każdym wieku, choćby dzięki niezwykłemu klimatowi i ponadczasowej magii
dawnych opowieści, jaka tu aż wylewa się ze stron, a jakiej brak obecnie w
komiksach familijnych.
W tym miejscu powiedziałbym, że polecam, jednak
takiej klasyki, jak „Muminki” polecać nikomu nie muszę. Już sam tytuł jest w
tym wypadku jak najlepsza polecajka. Ale jeśli jesteście nieprzekonani, jeśli
cenicie dobre, ponadczasowe, znakomicie w swej prostocie zilustrowane i
zawierające w sobie coś więcej, niż tylko rozrywkę komiksy dla każdego, bierzcie
w ciemni. Najlepiej wszystkie cztery tomy na raz, bo są tego warte.
Dziękuje wydawnictwu Egmont
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz