Dziewiąty tom „Koła czasu”, dziewiąty tom serii, której
każda część jest solidną cegłą. Ile to już tysięcy stron za nami? Ile jeszcze
przed nami? I ja wiem, że robi się z tego telenowela fantasy, że mnogość
postaci i wątków i jeszcze te wydarzenia rozpisane za każdym razem na tyle
stron, ale albo się to lubi, albo nie. Ja lubię i chociaż jakościowo „Dech zimy”
bliski jest poprzedniemu, najsłabszemu tomowi serii, zabawa wciąż jest udana i
miło było do tego świata wrócić.
Rand al'Thor wędruje. W dotarciu do celu towarzyszy
mu Min, ale co będzie za cel? Tego nie wie nikt. Tajemnic jednak jest więcej,
bo te skrywa także pan Czarnej Wieży. I więcej jest też misji, bo przecież Perrin
podąża za porwaną Faile. A koło czasu i zębate koła wydarzeń toczą się swoim
rytmem, wciągając w to, co się dzieje jeszcze więcej postaci…
Jordan jak pisze, to nie na dwieście, trzysta
stron. Właściwie to pisarstwo, które uprawiał – piszę w czasie przeszłym, bo
przecież nie żyje już od piętnastu lat – należałoby nazwać epickim w każdym,
dosłownie każdym celu. Bo grube są te tomy, tak osiemset stron to średni ich
rozmiar, do tego czcionka też nie jest za duża, więc tym więcej jest tu treści.
No i jeszcze rozmiary samej serii, to przecież już dziewiąty tom, do końca jeszcze
daleko. W skrócie, miał facet rozmach. Co do samych wydarzeń zresztą też.
No i w tym rozmachu czasem zdarza mu się stracić
impet. Stracił go trochę w zeszłym tomie i jeszcze nie do końca odzyskał, ale
nadal dobrze się to czyta. Rozległa to seria, rozbudowana szalenie – i o
postacie, i wątki – a do przodu posuwająca się dość leniwie. Świat jest wielki wydarzenia
wielkie, wszystko tu epickie i olbrzymie, a czytanie całości to jak wyruszenie
na jakąś podróż w nieznane, ale za to podróż, która szybko się nie skończy. I to
do mnie przemawia. Wędruje z bohaterami, patrzę na to, na co patrzą oni,
odkrywam niezwykłości i biorę udział w przygodach, równie ciekawych, co
dramatycznych.
Dobrze jest to wszystko napisane, stylem odpowiednim
do treści i ogólnie w sposób przyjemny w odbiorze. Dobrze poprowadzone, ładnie
wydane… Najważniejsze pozostaje jednak to, że nawet na tym etapie, po tylu
stronach, rozdziałach i tomach, rzecz zachęca do sięgnięcia po ciąg dalszy i
wracania do tego świata raz za razem. Więc wracajmy. Warto.
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz