I kolejne wznowienie „Ligi niezwykłych dżentelmenów” pojawiło się na rynku. Tym razem wybór padł na „Trylogię Nemo”, czyli taki niezależny spin-off z jednym z bohaterów serii. Czytać można więc nie znając pozostałych tomów – i czytać warto, bo świetna to historia – jak i jako uzupełnienie. Tak czy tak sprawdza się znakomicie, jest inteligentne, zabawne, pomysłowe i wyśmienicie żonglujące klasycznymi motywami, którym składa hołd, a zarazem ożywia je na nowo. No i zostaje tylko mieć nadzieję na wznowienie jeszcze tomu „Wiek XX” i „Burzy”, gdzie historia zaczyna wykraczać daleko poza znane nam ramy – bo aż w odległą przyszłość.
Trzy historie. Trzy przygody. Jeden bohater. A
właściwie bohaterka!
Janni Dakkar, córka swego ojca, można by rzec i
nowa kapitan statku „Nautilus”. To ona rusza na wyprawy i po przygody. Rusza
choćby na Antarktydę, która była celem ostatniej podróży jej rodzica. A potem
skaczemy w czasie, do lat 40. XX wieku i patrzymy, jak wraz z mężem, starając
się ratować córkę, rzuca się nasza bohaterka w samą paszczę Rzeszy, gdzie czeka
na nią między innymi nazistowska wersja Ligi Niezwykłych Dżentelmenów. A
wreszcie trafiamy do roku 1975, gdy Janni mierzy się z duchem własnej
przeszłości gdzieś w amazońskich ostępach, stara już, zmęczona i niepewna
właściwie niczego…
Alan Moore potrafi. Oj jak ten gość potrafi. Wielu
jest świetnych autorów, wielu próbowało się z klasyką, brało za łby z bohaterami
i wątkami znanymi wszystkim i niewielu się to udało. A tak jak jemu to już w
ogóle – przynajmniej w komiksie, bo taki serialowy „Sherlock” od BBC to rewelacyjnie
wręcz wyszedł. Zanim się zepsuł pod sam koniec, oczywiście. A Moore klasyczną
literaturę lubi i uwielbia, widać to, czuć to, bierze więc to co tak kocha i
ożywia, miksując z elementami, o jakich wtedy nikt by nie pomyślał i jeszcze
dorzucając garść od siebie. A we mnie ożywia tym tomem na dodatek sporo
sentymentów, bo pamiętam, jak za dzieciaka oglądałem „20 000 mil
podmorskiej żeglugi” animacji z Willym Fogiem i jak to mnie wtedy bawiło.
A teraz bawi mnie na podobnym polu Moore i robi to
w rewelacyjny sposób. I sam też się bawi: bawi historią, faktami, fikcją,
postaciami, tłem też się bawi. Jak to dziecko, co do piaskownicy zabrało swoje
ulubione zabawki i nie tylko odtwarza ulubione historie z nimi związane, ale i jeszcze
je poprawia. A że poprawić potrafi, wychodzi mu super. Na dodatek wzbogaca to
wszystko o bonusy, o wszelkiej maści atrakcje, jakby to było wydanie filmu na
DVD albo BR z masą materiałów dodatkowych. A i w tym jest mistrzem, o czym
przekonał nas nie raz i nie dwa. I co z tego, że traktuje tę serię, jako czystą
rozrywkę, że to zabawa, a nie jakiś ambitny, głęboki projekt – ambicję i głębię
też potrafi tu zawrzeć i zachwycać nas tym wszystkim raz po raz.
Świetny komiks, znakomity. I bardzo fajnie narysowany. Specyfika kreski Kevina O’Neilla, zmarłego w listopadzie 2022 roku, jego cartoonowa prostata, kanciaste kształty i tym podobne zabiegi pasują do tego. A tu jeszcze świetne wydanie dochodzi – taka wisienka na tym torcie. Więc warto pod każdym względem.
Komentarze
Prześlij komentarz