W kinach właśnie pojawił
się nowy film z logo DC, a na nośniki kina domowego trafił jego poprzednik,
czyli druga część „Shazama!”. No i jedynkę chyba każdy nie tylko dobrze
pamięta, ale i dobrze wspomina. Nie da się inaczej, bo to bez dwóch zdań była
jedna z najlepszych – jeśli nie najlepsza – produkcji DCEU. No i jeden z
najlepszych filmów na podstawie komiksów DDC od długich lat. Więc oczekiwania
były spore i… No i nieźle jest. Nie, to nie ten sam poziom, co niezapomniana
jedynka, ale nadal bawiłem się dobrze i chętnie sobie jeszcze kiedyś do tego
wszystkiego wrócę.
Co tym razem słychać u
naszych bohaterów? Przede wszystkim nadal próbują być tym, kim są – czyli zarówno
dzieciakami, jak właśnie posiadaczami mocy i jakoś pogodzić jedno z drugim. Nie
jest łatwo, a jakby tego było mało, pojawia się nowe zagrożenie w postaci starożytnych
bogiń, które chcą się mścić. Zagrożone jest wszystko, a nasza super ekipa będzie
miała pełne ręce roboty. Czy sobie poradzi?
Pierwsza część to było
coś. Nie mówię, że wielkie kino, ale jednak spore pozytywne zaskoczenie. Bo DC,
słynące przecież z przeładowanych patosem i mrokiem filmów, nagle wypuściło na
rynek rzecz, która była lekka, zabawna i pomysłowa. Może nie do końca zagrało
tam nadmiernie ekspresyjne aktorstwo, ale cała reszta, wszystkie te żarty,
smaczki i fajny klimat, zrobiły swoje. Rzecz oglądało się znakomicie, chętnie
się do niej wracało no i przede wszystkim czekało się na ciąg dalszy.
A ten ciąg dalszy trochą
dopadła ta klątwa sequelów, która brzmi mniej więcej tak, że dwójka nie może
się udać tak, jak pierwszy film. Czasem twórcom udaje się ją przełamać, ale nie
zawsze. Tym razem się nie udało. Mimo to wyszedł jednak sympatyczny film, który
dobrze się ogląda, który bawi, śmieszy, wizualnie całkiem przyjemnie się
prezentuje i jednak zachowuje trochę magii pierwowzoru. Mi najmniej leży tutaj
wmieszanie w to wszystko greckiej mitologii. Nie mówię, że mity to nie moja
bajka, bo tak nie jest, ale nie przepadam za wciskaniem ich do komiksowych czy
fantastycznych uniwersów. Jeszcze jako drobny dodatek jest to okej, jako siła nośna
całej akcji – a tym właśnie są w przypadku tego filmu – już niekoniecznie.
No ale nie zmienia to faktu,
że mamy tu do czynienia z fajną akcją, szybkim tempem i niezłymi efektami specjalnymi
– niezłymi, bo coś w ostatnich latach jakoś poziom siadł nie tylko w Marvelu. Poza
tym niezłe jest też aktorstwo, nadal mocno ekspresyjne w wykonaniu dojrzalszych
aktorów mających udawać nastolatków przemienionych w dorosłych (no taka to
treść), ale nie przeszkadza to w seansie. A postacie na dalszym planie, jak
choćby Helen Mirren, podnoszą poprzeczkę.
Więc spoko film. Przyjemne,
lekkie kino rozrywkowe, w sam raz pod popcorn, w towarzystwie znajomych. No i
nadal lepiej to wypada niż większość produkcji od DC, więc jestem na tak i
zarazem ciekaw, jak to wszystko dalej się potoczy.
Recenzja opublikowana na
portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz