Avengers: Upadek Avengers – Brian Michael Bendis, David Finch, Michael Avon Oeming, Jim Cheung, Frank D'Armata, Steve Epting, Gary Frank, Michael Gaydos, Morry Hollowell, Jack Kirby, Stan Lee, David Mack, Alex Maleev, Mike Mayhew, Steve McNiven, Mark Morales, George Pérez, Mike Perkins, Justin Ponsor, Eric Powell, Darick Robertson, Bob Sharen, Lee Weeks


AVENGERS: ROZBIÓRKA

 

Był rok 2004. Brian Michael Bendis był już wielką gwiazdą Marvela, mając za sobą m.in. od choroby „Ultimate Spider-Mana” i „Daredevila” – rewelacyjne, świetnie przyjęte serie – i nagle dostał szansę pisania „Avengers” (wybór był między nim a Millarem). I to od razu z okazji jubileuszowego, 500 numeru. Więc wziął, napisał – łącznie cztery zeszyty i epilog – i zrobił rewolucję. Rozbił drużynę, zakończył przygody bohaterów, a potem zrestartował wszystko, już jako „New Avengers”. No i ten finał robi wrażenie. I robotę też robi. Jeśli więc szkucie dobrego superhero, epickiego, pełnego rozwałki, ale i klimatu plus fajnie zrobionych postaci, bierzcie w ciemno.

 

Tak źle w życiu Avengers jeszcze nie było. Zaczyna się od powrotu Waleta Kier, który po wydarzeniach „Impasu” uznawany był za zmarłego. Walet wraca i wszystko kończy się wybuchem i śmiercią Scotta Langa. Tymczasem Iron Man zaczyna dziwnie się zachowywać w trakcie spotkania na szczycie, grożąc nawet zabiciem polityka. Mało? Zaraz potem, kiedy pozostali Avengers zjawiają się w ruinach swojej siedziby, na scenie pojawia się niepanujący nad sobą Vision, który serwuje naszym bohaterom armię wrogich im Ultronów. A to zaledwie dopiero początek. Ktoś stoi za tym wszystkim, ktoś ma wiele przeciw bohaterom, ale kto? Dlaczego? I jak w tej godzinie próby poradzą sobie najwięksi herosi?

 

Może i historia ta powstała w roku 2004, ale jej początki sięgają wiele lat wstecz. A dokładniej dzieciństwa Bendisa. Jak każdy czytelnik komiksów, wyobrażał sobie, że fajnie byłoby, gdyby coś tam, coś tam i wtedy wymyślił taką fabułę. No i, kiedy trwał burza mózgów w Marvelu i wszyscy zaczęli zasypywać się pomysłami, wyskoczył z tym, co wymyślił jako dzieciak. I tak się zaczęło. W efekcie narodziła się historia, która do dziś należy do najbardziej cenionych z avengersowych opowieści. Cenionych, ale też i mających wielkie znaczenie, bo jednak jubileusz, bo wielki finał losów ekipy (okej, nie ostateczny, ale na tamtą chwilę jednak dość definitywny), a zarazem i wielkie przetasowanie.

 

Bendis ma cholerny talent to pisania dynamicznych opowieści akcji. Wie, jak zrobić, żeby było szybko, widowiskowo i zaskakująco. A zarazem, żeby wszystko to jednak miało w sobie coś więcej. I tego „więcej” jest tu sporo. Przede wszystkim, poza wielką rozwałką i wagą wydarzeń, które przygniatają wszystko, „Upadek Avengers” ma dobrze skrojone postacie, fajne momenty skupiające się na ich psychologii, sporo zaskoczeń, sporo świetnych pomysłów i jeszcze solidną dawkę klimatu. Bo to dość mroczna, także wizualnie, opowieść, w której ginie wielu, a zmienia się jeszcze więcej. Czyta się to właściwie jednym tchem, jednocześnie na sam koniec, w dodatkowym zeszycie, przypominającym najważniejsze wydarzenia z dziejów drużyny, fajnie gra rzecz na naszym sentymencie i niejednemu łezka w oku się zakręci.

 


No i jeszcze szata graficzna. A ta robi robotą. Za większość odpowiada Finch, z jego ciężkim, realistycznym i mrocznym klimatem, gdzie bywa widowiskowo i dynamicznie. I tego właśnie potrzebował ten komiks. partnerują mu inni, okazjonalnie, jak Coipel, Epting, Weeks, Powell, Frank, Cheung, McNiven czy Mack. No sama śmietanka, a to tylko kilka nazwisk (zresztą z fabułą też czasem pomagała gromada gościnnych artystów). Wygląda to wszystko wyśmienicie, pięknie oddany hołd po prostu i kawał dobrej roboty.


Więc? Więc warto. Dobry komiks, bardzo dobry, przełomowy. Można mówić, że nie wybitny, bo wybitny nie jest, ale i tak, jak na głównonurtową serię i rzecz skierowaną do każdego w zasadzie, robi spore wrażenie. Ot jedna z najlepszych opowieści o Mścicielach i tyle. i całkiem nieźle wykorzystana potem w „MCU”, ale w którym filmie, to już Wam nie powiem, bo zepsułbym zaskoczenie. 

Komentarze