KACZKI I
SENTYMENTY
Kwiecień 2024 to dla fanów Disneya w Polsce dość
magiczna data. A szczególnie dla fanów Kaczek i Myszy, bo w końcu wtedy to, co
do tej pory było magazynem „Mickey Mouse” umarło, a narodził się nowy, wydawany
po dziś dzień i liczący ponad tysiąc numerów (nie wliczam wydań specjalnych) „Kaczor
Donald”. Więc to dobra okazja do świętowania, tak z nowym numerem „KD” wypuszczonym
niedawno na trzydziestolecie, jak i z „Kaczogrodem”. A właściwie z nim to
najbardziej, bo „Kaczogród” to to, co z Kaczkami najlepsze (obok dzieł Rosy,
wiadomo), samo gęste, samo doskonałe i chociaż zebrane są tu historie z
końcówki okresu twórczego Barksa, nadal niezmiennie i wyśmienicie jest dla
dużych i małych. No a w tym tomie dostajemy też jedną z lepiej ocenianych prac
artysty, więc jest się z czego cieszyć.
Okej, tyle tytułem wstępu, a co dzieje się na
stronach? A no, jak zawsze, dużo. Sknerus, chcąc chronić się przed Magiką,
zmienia skarbiec w niezniszczalną fortecę i… Do tego wyruszy na poszukiwania
pewnego rubinu, a Donald przekona się, jak wygląda życie w głuszy. Poza tym na
bohaterów czekają poszukiwania przyprawy w Arizonie, robienie zdjęć zwierząt czy…
oszczędzanie na wypoczynku i…
No i wspominkowy dla mnie to tom, oj wspominkowy. Zacząłem
od tego, więc jeszcze trochę w temacie zostanę. Bo jako dzieciak „Mickey Mouse”
bardzo nie czytałem – raz, że za mały byłem na czytanie, dwa, że jakoś tak nie
spotykało się tego często w kioskach w okolicy, więc miałem tylko jeden numer. „Donald
Duck”, bliźniaczego magazynu wydawanego w podobnym czasie, acz krócej, nie
miałem w ogóle. Ale „Kaczora Donalda”, pismo powstałe z połączenia obu tych
magazynów, zbierałem niemal od samego początku przez długie lata i tam zachwycałem
się komiksami przede wszystkim Barksa i Rosy. No i ten tom z znacznej mierze złożony
jest z takich komiksów, które już doskonale znałem – aż dwanaście z nich było drukowane w „Kaczorze” albo gdzieś blisko
niego. W tym historia, którą wprost uwielbiałem za dzieciaka (podobnie, jak
opowieść, gdzie siostrzeńcy nie chcą się myć albo barykadują się przed Donaldem
w swoim śnieżnym forcie czy historię o koszmarach Donalda), czyli „Czarny Kruk”
z Magiką.
No i sentyment zrobił tu robotę. Ale i bez niego zabawa jest doskonała. Bo dostajemy to, co uwielbiamy i czego chcemy. Masę przygód, humor, świetnie podany, daleki od nachalności dydaktyzm, a jednocześnie szybko odkrywamy, że odkrywa, że oprócz ciekawej, szybkiej akcji, niezłego klimatu i żartów autentycznie poprawiających humor, jest tu coś więcej. I to znacznie. Pointa? Przesłanie? Tak, ale nie dziecinne, nie infantylne i bynajmniej nie nachalne. Na dodatek pokazane w taki sposób, że inaczej odczytają je dzieci, a inaczej dorośli. A wszystko to osadzone w interesujących i inteligentnych fabułach. I serwowane w różnorodnych kęskach kolejnych krótszych i dłuższych opowieści. I świetnie zilustrowane, plus doskonale wydane. Warto? A jakże! Niezmiennie od lat to najlepsza kolekcja dla dzieci odstępna na polskim rynku i tyle w temacie.
Dziękuje wydawnictwu
Egmont za możliwość przeczytania komiksu.
Komentarze
Prześlij komentarz