Nikt’tu – Paweł Maj

ŻYCIOWO I NIEZWYKLE

 

Paweł Maj, autor literatury dziecięcej bierze i serwuje nam powieść dla młodych czytelników, która oparta jest na znanych schematach, ale okazuje się o dziwo sympatycznym tworem. Nie jest to wielka książka, te elementy tu ze sobą zestawione już znamy i to dobrze, ale jednak nadal bardzo sympatycznie się to czyta. Ot taka lekka młodzieżówka, niewymagająca stylem i fabułą, acz wartą przeczytania, bo mającą w sobie sporo uroku i sympatycznego klimatu.

 

Olo, nastolatek jakich wielu, miał poukładane, normalne, nudne wręcz życie. Wielkie miasto, znajomi, wygody… A potem wszystko się zmienia, bo dowiaduje się, że będzie musiał się przeprowadzić. Jakby tego było mało, spada na niego katastrofa w postaci wypadku, a kiedy w końcu zaczyna radzić sobie z nową sytuacją, nadchodzi kolejna zmiana – na niebie pojawia się kosmiczny obiekt, który stanie się początkiem kolejnych wielkich zmian. Ale Olo nie jest jedyny, są inni w podobnej sytuacji i… Do czego to wszystko ich doprowadzi?

 

Glutowaci kosmici. Znacie temat, także z dzieł poświęconych najmłodszym. Bo przecież „Flubbera” kojarzy chyba każdy. W latach 90. wielki hit, teraz zapomniany co prawda, ale… No już wtedy nie było to oryginalne, bo film stanowił remake innego kinowego obrazu, wypuszczonego na ekrany jeszcze na początku lat 60. XX wieku. Ten zaś oparto na opowiadaniu z 1943 roku. A gdzieś pomiędzy były filmy dla dorosłych typu „Blob”, klasyka horroru już, świetna i w wersji klasycznej z 1958 („Blob, zabójca z kosmosu”), jak i jego remaku z 1988 („Plazma”), była kontynuacja pierwowzoru „Flubbera” i trylogia z tym związana i… Dzieł podobnych mnożyć by można, „Nikt’tu” to kolejny z utworów w podobnej estetyce, z podobnymi elementami i znajomymi drobiazgami.

 

No ale czy oryginalnością miało stać? Mogło, ale nie musiało. Mam wrażenie, że literatura młodzieżowa to najczęściej – podobnie, jak fantastyka – taki poletek, na którym pisarze mogą uprawiać owoce swoich popkulturowych pasji i miłości, odtwarzać ulubione motywy i bawić się tym, jak chcieliby żeby wyglądało ich młode życie. Albo inaczej – bawić się tym swoim młodym życiem tak, jakby było nie wypełnione filmami, książkami, komiksami i grami, a prawdziwie fantastycznymi wydarzeniami. Tych wydarzeń zresztą w książce jest dużo, ale autor nie zapomina by mówić o młodzieży, jej życiu, problemach, przyjaźniach, blaskach i cieniach. I o to przecież chodziło.

 

Poza tym Maj porusza kilka ważkich kwestii, które poruszyć warto. Serwuje rozrywkę, ale nie zapomina, by niosła ona ze sobą coś więcej, przesłanie, pewną siłę i znaczenie. W końcu fantastyka, taka dobra, to nośnik nie tylko ciekawych wizji, ale też i – a raczej przede wszystkim – idei i przesłania. Wszystko to jest tutaj, podane prosto i lekko, ale jednak w sposób, który zapada w pamięć. Arcydzieło to nie jest, moim ukochanym literackim kontaktem dzieciaków z kosmicznym bytem pozostanie „Chocky” Johna Wyndhama (tego od „Dnia Tryfidów”) oparta na genialnym w swej prostocie pomyśle i równie świetnym wykonaniu. Ale z polskich dzieł „Nikt’tu” prezentuje się naprawdę dobrze.

 

Więc jeśli szukacie fantastyki o kosmitach dla młodych – ciałem albo duchem, albo tym i tym – to całkiem dobry wybór. Sympatyczna, dobrze napisana, nieinfantylna i pełna fantazji, ale też i codziennych spraw opowieść. Tyle w temacie.

Komentarze