Może „Gamedec” to nie klasyk polskiej literatury
science fiction – na miano to zasługują dzieła Lema czy Wiśniewskiego-Snerga – ale
klasykiem współczesnej rodzimej SF już określić go mogę. I na pewno to jedna z
bardziej znanych serii tego typu, jakie stworzyli autorzy znad Wisły. Teraz, ze
względu na grową adaptację, wznowienia doczekał się pierwszy tom cyklu i
chociaż nie jest to wybitne dzieło, jako rozrywkowa fantastyka z nutą zadumy
nad światem i ludźmi sprawdza się całkiem dobrze i można ją poznać.
Gamedec to w przyszłości, w wieku XXII, detektyw
swoje śledztwa prowadzący w wirtualnej rzeczywistości. Jednym z nich jest
typowy samiec Torkil Aymore, filozofujący, ale prostacki. Wikła się w kolejne
śledztwa, pakuje w tarapaty, ale w cyfrowym świecie może mu grozić coś
realnego?
„Gamedeca” po raz pierwszy poznałem dobre kilkanaście
lat temu za sprawą opowiadań w „Nowej Fantastyce”. Nie powiem, żeby wtedy kupił
mnie jakoś szczególnie, bo miałem za sobą całe mnóstwo fantastyki i lepiej
napisanej, i ciekawszej, a z podobnych gatunkowo dzieł zdecydowanie wolałem
teksty chociażby Charlesa Strossa. Nie mogłem jednak odmówić im tego, że były
niezłe. Potem, po latach, poznałem „Sprzedawców lokomotyw”, drugi tom „Gamedeca”
(i zarazem pierwszą powieść serii) i też okazał się jedynie niezły. Na tym moja
przygoda z serią się skończyła, chociaż zdawałem sobie sprawę z popularności prozy
Przybyłka, która doprowadziła chociażby do powstania wydanej przed laty gry planszowej
z tego uniwersum.
Teraz jednak w moje ręce trafiło wznowienie
„Granicy rzeczywistości”, czyli zbioru opowiadań, od którego niemal dwie dekady
temu zaczął się „Gamedec”. I zaczął nieźle, bo seria ta ma potencjał, pomysły
są ciekawe, a styl całkiem przyzwoity, nawet jeśli nie wybijający się ponad
typowe pisarstwo rozrywkowe. Jest tu też całkiem udany klimat. Co zgrzyta?
Przybyłek nie wykorzystuje potencjału, a jego bohater pozostaje postacią dość płasko
nakreśloną, przez co trudno jest zaangażować się w jego przygody. Może to
celowy zabieg, może bohater, jako ktoś z przyszłości, miał być od nas
zdystansowany i nieco obcy, ale nie widać tego w tekście – a wręcz przeciwnie.
Co gorsza to typowy samiec, którego trudno polubić, kolejny z galerii
twardzieli znanych z kina akcji, chociaż nie tak ujmujący jak tamci herosi o
kwadratowych szczękach. Znajdą się tacy, którzy go polubią, mnie nie kupił.
Nie zmienia to jednak faktu, że „Gamedec”, nawet jeśli nie do końca spełniony, to jeden z ciekawszych współczesnych rodzimych utworów SF – nie tylko w cyberpunkowym podgatunku. Poza tym to rzecz łącząca w sobie różne odmiany fantastyki naukowej i kryminału, gdzie niejedne niewymagający czytelnik znajdzie coś dla siebie. Trochę brak tu oryginalności, bo u klasyków gatunku to wszystko już było wcześniej i w lepszym wydaniu, jest za to sporo naciąganych elementów, nadal jednak warto ten tom, jak i cykl poznać. ot choćby dla przekonania się, czy to rzec dla Was. Jeśli okaże się, że tak, czeka Was spora porcja dobrej zabawy.
Komentarze
Prześlij komentarz