Nauka chodzenia – Dolki Min

NAUKA DOCHODZENIA: FANTASTYKA KOPULACYJNA

 

„Nauka chodzenia”. Miało być oryginalnie i świeżo, a jest jakby autor zbyt wiele razy obejrzał albo przeczytał „Pod skórą” i chciał zrobić coś takiego w swoim własnym stylu. No i ten styl okazał się średnio trafiony, bo to, co zachwycało zarówno w powieści Michaela Fabera, jak i w filmie Jonathana Glazera, tu się nie pojawia. To zaś, co u nich było elementami niosącymi głębię i tajemnicę, tu staje się celem, okazującym się bardzo prostym, płytkim i niewymagającym. I taka właśnie jest ta książka – zamysł na nią jakiś był, miała potencjał, ale postało dzieło proste, niewymagające, a przy okazji mnie nie do końca przekonujące tak formą, jak i wykonaniem.

 

Mumu – kosmita na ziemi. Musi jakoś się dostosować, znaleźć swoje miejsce, nauczyć żyć. Ale odkrywa, że smakuje mu ludzkie mięso, a szansa na jego zdobycie jest prosta – wystarczą seksrandki – więc…

 

Dolki Min. Twórca, o którym niewiele wiadomo. Wydawca podaje, że to artysta, eseista i pisarz, który uznawany jest za jedną największych zagadek w środowisku współczesnych koreańskich literatów. I że Dolki Min to pseudonim. Coś w tym dziwnego? A no nie, może tak to wydawca nieco kreuje, ale w Azji to w zasadzie norma – choćby twórcy mang często występują pod pseudonimami, twarzy niektórych w ogóle nie znamy albo poznajemy dopiero po długich latach, a kiedy występują gdzieś publicznie, robią to chociażby w maskach. Zresztą niejeden pisarz zachodni też posługiwał się nom de plume, nawet sławy, jak Stephen King, kiedy wydawał też jako Richard Bachman, a i nie brakowało teraz znanych i uwielbianych autorów bestsellerów, a kiedyś ludzi ukrywających swoją tożsamość i życie – pamiętam, jak lata, dekady temu, choćby o takim Mastertonie nie było wiadomo niemal nic, choć był już popularny. Więc od tej strony ta książka to nic niezwykłego. No i wnętrze samo w sobie też nic niezwykłego nie oferuje.

 

Pamiętajmy, że ta powieść – a właściwie nowelka, może nawet opowiadanie, bo liczy ledwie nieco ponad sto stron wydrukowanych sporą czcionką – wyszła siedem lat temu w Korei, ale wydana własnym sumptem. A wiadomo, jak to z selfpublishingiem bywa, może stać się hitem, ale znaleźć wśród tego typu dzieł wartościową, ambitną literaturę, która przeszłaby do historii? Ciężko będzie, sporo takich książek czytałem i nie znalazłem żadnej wybijającej się ponad przeciętność literatury. I „Nauka chodzenia” też się nie wybija. Najciekawszy jest tu pomysł z odmierzaniem upływu książki poprzez malejącą ilość kilometrów, ale i to nie jest niczym nowym – taki typ mierzenia z o wiele lepszym i ciekawszym skutkiem uprawiał Chuck Palahniuk. Reszta strony technicznej wygląda przeciętnie – prosty, niewymagającym styl, prosta niewymagająca treść. Miało być ambitnie, wyszło, jak masa innych książek, mimo pewnych zastosowanych przez twórcę udziwnień, napisana style, jak z light novelek - infantylnie pisanych książek dla młodzieży.

 

Fabuła ma ciekawy, choć wtórny zamysł, bo przez całą książkę nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że to jednak taka wariacja na „Pod skórą”, tylko bardziej powierzchowna. Przede wszystkim jednak czułem, jakbym zamiast obiecywanej fantastyki socjologiczno-psychologicznej, czytał fantastykę kopulacyjną. Na dodatek wtórną także względem siebie, bo jeszcze nie początku autor ma jakiś pomysł i robi coś, co momentami potrafi zaciekawić, ale potem okazuje się, że już jedynie odtwarza wciąż to samo, co już nam pokazywał. I nie umie wyrwać się z tego zaklętego kręgu. A to przełożyło się na znużenie, bo Dolki Min na siłę rozciąga coś, co miało zadatek na kilkustronnicowy tekst, do tych stu kilku stron. Szkoda.

 

Efekt finalny? Książka prosta, płytka, ale przydługa, choć króciutka. Ma czasem dobre momenty, zdarzały się też zabawne sceny, a i trochę groteski się trafiło, ale tych elementów było zdecydowanie za mało. Do tego rzecz okazała się zbędnie mocna – zbędnie, bo autor próbuje, ale tej mocy nie ma, wrzuca kontrowersje i obrzydliwości, jednak nijak one nie ruszają. No i nie sprawdza się to ani jako metafora, ani jako dosłownie traktowana historia.

Komentarze