OSIEDLE
NABIERA KOLORÓW
„Osiedle Swoboda” świętuje w tym roku
dwudziestopięciolecie powstania. A „Osiedle Swoboda 2”, niegdyś znane jako
„Osiedle Swoboda seria” czy też „seria kolorowa” obchodzi jubileusz dwóch dekad
swojego istnienia. Fajnie, jest w końcu do czego wracać, co wspominać i na co
spojrzeć i okiem sentymentalnym, i chłodnym. Więc spoglądam. I wiadomo, to już
jednak nie to samo „OS” co jedynka, inna historia, inne klimaty już, do tego to
jedna długa, poskładana też w niechronologiczny sposób historia z masą wątków i
bohaterów. Kiedy debiutowała, zawiodła większość fanów (acz mi takie podejście,
będące jakby miksem różnych gatunkowych estetyk, jakie przewinęły się nie tylko
przez całe „Osiedle”, ale i magazyn, w którym pojawiło się po raz pierwszy –
„Produkt”), ale w ostatecznym rozrachunku jako sensacyjna, pokręcona z
superhero (Ali jak ten swobodny Joker) i swojskimi realiami opowieść akcji,
sprawdza się całkiem dobrze. I nawet jeśli na paru polach, jak w samym ścisłym
finale, zawodzi, warto sięgnąć i poznać.
Nad Swobodą zbierają się czarne chmury, chociaż
pozornie nie dzieje się nic złego. Szopa mieszka w ziemiance
Ciachciarachciacha, opiekując się jego suką Psotką i pielęgnując uprawy
marihuany, a Smutny w towarzystwie reszty ekipy zapija smutki wywołane
zerwaniem z Młodą. Porządku na Osiedlu strzeże oddział OPO złożony z Dozorcy,
Rolanda i Mr. Kriega, a dodatkowo pojawił się nowy bohater – zagłuszający
rozgłośnię Anioł Pański Pan Wrona, który prowadzi własne pirackie radio.
Zwiastunem zmian stają się odwiedziny Popaja, znajomego Ciacha przynoszącego
Szopie złe wieści. Boss Drwal stracił część narkotykowych wpływów w Centrum,
dlatego przenosi swój biznes na osiedla, a mniejsi dilerzy, niechcący
podporządkować się nowym rządom, zostają usunięci z rynku. Co więcej, jeden z
najważniejszych ludzi Drwala, Chemiczny Ali, przybył właśnie na Swobodę. Szopa
wprawdzie nie przejmuje się tym faktem, jednak Kundzio doświadcza wizji
Człowieka w Pasiakach, a to oznacza jedno – nadchodzi wielkie zagrożenie i
równie wielkie zmiany. Kiedy dilerzy zostają rozbici, a oddział OPO pokonany,
Osiedle przestaje być bezpiecznym miejscem, a sytuacja z każdą chwilą staje się
coraz gorsza. Czy na Swobodzie uda się przywrócić dawny porządek?
Pamiętam, jak był rok bodajże 2002 czy 2003 i
Śledziu zapowiedział, że będzie seria „Osiedle Swoboda”. Nowa fabuła, kolorowa
szata graficzna, do tego miała być to pierwsza od dawna rodzima seria komiksowa
wydawana w zeszytach… Były zapowiedzi, wywiady, ujawniane fragmenty i
informacje, nawet plakat – wszystko oczywiście na łamach magazyny „Produkt”. A potem
wyszedł pierwszy zeszyt i okazało się, że fajnie jest. że nadal to to samo „OS”
tylko w kolorze, z dodatkami (ale o tym może opowiem innym razem, biorąc się z
okazji jubileuszu za omówienie tego wszystkiego zeszyt po zeszycie), a dalej…
No dalej zaczęło to odchodzić od klimatów znanych nam dotąd, mieszać się, komplikować,
iść bardziej w akcję i sensację. I to już wielu fanom zwyczajnie nie podeszło.
Ale zanim to dalej następowało, daty premiery kolejnych zeszytów odkładały się
w czasie, aż w pewnym momencie straciłem nadzieję, że historia zostanie
doprowadzona do finału, bo to, co zaczęło się jako miesięcznik i miało potrwać
pół roku, skończyło się po osiemnastu miesiącach (i roku przerwy między piątym
a szóstym zeszytem).
Ale wracając do samej opowieści i jej krytyki… „OS”
nigdy nie stroniło od dziwnych wydarzeń, sensacyjnej akcji i tym podobnych
zabiegów. Czemu więc jego druga część wywołała swego czasu tyle kontrowersji?
Śledziu zmienił tutaj proporcje, historia obyczajowa zeszła na dalszy plan, a
poszczególne odcinki nie były zamkniętymi epizodami, dość luźno powiązanymi z
poprzednimi, z czym mieliśmy do czynienia w produktowym „Osiedlu”, ale
rozbudowaną opowieścią, która na dodatek nie miała linearnej fabuły. Akcja
przeskakiwała w czasie, wracała do wcześniejszych wydarzeń, ukazywała inną ich
stronę, a treść komplikowała się coraz bardziej. Z każdym kolejnym rozdziałem
przybywało także postaci wmieszanych w wielki spisek, ten zaś sięgał coraz
wyżej postawionych osobistości. Do tego OPO zyskali niemal superbohaterski
status, a na jaw wyszła długo skrywana tajemnica Dozorcy – fakt zaskakujący, choć
dla wielu z pewnością rozczarowujący (szczególnie gdy przypomnimy sobie kadr z
dzieciństwa tej postaci z „Ballady o Bystrym”). Portret pokolenia przełomu
ustrojów zastąpiony został krwawą komedią sensacyjną, ale – patrząc na „OS 2” z
tej właśnie perspektywy – to naprawdę znakomity komiks.
No bo tak: akcja jest tu konkretna, solidnie
pokręcona i dobrze poprowadzona. Pojedynek w Parku Trzech Stawów, choć w niczym
nie przypomina tego, do czego przyzwyczaił nas ten tytuł (bo nawet afera z
Grubasami wypada jedynie jak przymiarka do podobnych treści), robi duże
wrażenie. Podobnie zresztą jak wydarzenia na ulicy Magazynowej czy ostateczne
starcie z Drwalem („Za nim idą zmarli…”). Gorzej robi się w epilogu. Śledziu
odchodzi w stronę mocniej zaakcentowanej niż dotychczas satyry, ostatnie strony
mają więc wymiar bardziej alegoryczny niż dosłowny, ale zbyt wiele tutaj
oderwania od ziemi, przez co akurat ten moment nie wypada przekonująco. Autor
jednak oferuje tutaj coś więcej. Historia zatoczyła koło, Śledziński Osiedle
Swoboda zaczął od epizodu o wymiotowaniu w kościele, sceną z kościołem (a
właściwie kapliczką) związaną kończy, co nabiera symbolicznego wręcz znaczenia.
Symbolicznego, ale niespełnionego, a szkoda, bo trochę przyjemności to odbiera.
Ale można przymknąć na to (i drobne błędy pokroju tego, skąd Smutny ma pracę - w pierwszym tomie mówił, że znalazł w sieci, w tym, że to rodzinny biznes) oko, bo skoro dało się przeżyć akcję z rakietą w
starym „OS”, i tu przeżyć można tę akcję.
A wizualnie? No od strony graficznej „OS 2” to
również zupełnie inna bajka niż tom 1. Wiele zmienił tutaj kolor, jednak
Śledziu wrócił na łamach zeszytowej serii do eksperymentów z kreską. Czasem
mamy więc barwy kładzione bezpośrednio na ołówek, a czasem, jak to widać w
ostatnim rozdziale, gdzie kreska jest maksymalnie uproszczona, często
cartoonowa, komputerowe tricki starają się nadrobić niedostatki samych ilustracji
– i tu na końcu to trochę boli, bo proporcje lecą na łeb na szyję, tła i detale
znikają niemal zupełnie, a wizualnie nie do końca pasuje to do reszty. Choć w
sumie cały ten tom taki bardziej cartoonowy i ekspresyjny jest, jakby stanowił
kolejny etap szukania przez Śledzia, jak chce rysować.
Na koniec jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to
oczywiście wydanie: „OS 2” edytorsko przegotowane zostało tak, by tworzyć
integralną część ze wznowieniem tomu 1, a potem kolejne tomy dopasowywano do
takiej właśnie edycji. Mamy więc twardą oprawę, dodatkową obwolutę, dobry
papier i porcję dodatków. Do tych ostatnich należą reprodukcje okładek serii
zeszytowej, rewelacyjne nowe grafiki stanowiące strony działowe, szkice, krótką
komiksową parodię autorstwa Sopo, a nawet reprodukcję plakatu, który przed laty
dodany był do Produktu. Zmianę znaleźć można też w samym komiksie, zniknął kadr
pojawiający się na czwartej stronie okładki jednego z numerów (ten akurat był fabularnie
sensowny więc trochę go żal, jak i killbillowy żarcik z nr. 5, też odnoszący
się do fabuły, ale akurat nadający się do pominięcia), pojawił się natomiast
zupełnie nowy panel podsumowujący rozmowę Smutnego z Młodą – niby drobiazg, a
cieszy, choć w do treści nic nie wnosi.
Druga sprawa jest taka, że zebrana tu seria lata
temu miała wyjść przed tym, co widzimy w „Polowaniu na młodego gołębia” z
pierwszego tomu „Osiedla”. Potem Śledziu chciał zrobić taki pomost między
starym „OS” i nowym, więc stworzył tego „Gołębia” właśnie i miał zaserwować nam
jeszcze jeden epizod, ale tego nie zrobił – jak sam mi kiedyś powiedział, kiedy
miałem okazję robić z nim wywiad, część pomysłów z tego drugiego odcinka
trafiła do pierwszego zeszytu serii kolorowej, reszta przepadła, zapomniana. Trochę
szkoda, bo fajnie byłoby je poznać nawet w jakiejś pierwszej wersji zarysu fabuły
niestworzonego nigdy epizodu, ale cóż, jest jak jest.
Natomiast podsumowując ten album: chociaż „OS 2” to
nie to samo dobrze wszystkim znane „Osiedle”, wciąż mamy do czynienia ze
znakomitym, momentami wręcz rewelacyjnym komiksem. Warto się z nim zapoznać i
przekonać, w jakim kierunku Śledziu poprowadził swoje opus magnum. I tylko
szkoda, że mimo upływu lat i zapowiedzi, że w 2020 pojawi się „Osiedle Swoboda
3”, nadal nic z tego nie doszło do skutku. Ale Śledziu do odwlekania nas już
przyzwyczaił, więc może wkrótce, niedługo, może w grudni na ćwierćwiecze serii,
coś tam nam rzuci. Oby. I oby „Osiedle” nie podzieliło losu innych jego projektów,
jak „Parish” czy „Strange Years”, o których słuch zaginął.
Komentarze
Prześlij komentarz