RZECZPOSPOLITA
BRUTALNEJ SZTAMPY
Od razu przyznam się, że nie czytałem pierwszego tomu
tej serii – na razie dylogii, ale coś mi mówi, że autor będzie jeszcze wracał
do tematu – ale nie żałuję. Raz, że nie było mi to potrzebne do zrozumienia historii.
Dwa, że to, co tutaj dostałem, to rozpisany na dziewięćset stron dowód na to,
że da się pisać takie długie rzeczy, a jednocześnie niczego nie zgłębić, ani
nie rozwinąć. Za to popaść w banał zupełny już tak. I tak jest przez całą
powieść – kiedy tylko pojawi się coś ciekawszego, jakiś element z potencjalnymi
zadatkami na więcej, zaraz zostaje pogrzebny zarówno w braku pomysłów, co z tym
zrobić, jak i strasznie schematycznym pisarstwem, które potrafi zmęczyć.
Akcja dzieje się w Polsce roku 2133, gdzie podziały
jeszcze się pogłębiły, a przepaść między klasami stała jeszcze większa. Jak zwykle
cierpią biedni a ci u władzy, ci bogaci i wpływowi, na tym cierpieniu żerują, z
tego żyją i pozostają nietykalni. Do czasu, kiedy pojawia się ktoś, kto zabija
tych najbogatszych i najważniejszych. I to w jaki sposób! Jakub Szela, bo tak
każe o sobie mówić na cześć bohatera rabacji galicyjskiej, igra z władzami, transmituje
swoje zbrodnie, obnaża wszystkie niedostatki i nieudolności władz, a przy
okazji zaczyna porywać ludzi do działania, do wzięcia sprawy w swoje ręce i…
Tak, do dokonania rabacji. Ale czy bunt wybuchnie? A jeśli tak, czy bunt wystarczy?
„Rabacja”
brzmiała może niezbyt oryginalne (ach, jak to się z miejsca kojarzy z „V jak
Vendettą” chociażby, ale bardziej tą filmową, słabą, kiepsko wykonaną i
okrojoną z głębi, niż z wybitnym, ponurym i pełnym przerażającego autentyzmu
komiksowym pierwowzorem), ale dawała pewne nadzieje na niezłą historię. A jednak
zamiast eksplorować to, co w niej ma największy potencjał i daje najwięcej
możliwości, autor idzie drogą typową, nastawioną na akcję i brutalność (która,
mimo pełni detali nie robi wrażenia i wydaje mechaniczna niemal, jak w grach
komputerowych), choć starał się to wszystko oprzeć na mało eksploatowanych w rodzimej
literaturze rozrywkowej elementach z naszej przeszłości. Pomysł pewien więc miał,
niestety nie potrafi go do końca wykorzystać.
Próba pójść a intensywniej w swojskość, niż to bywa
zazwyczaj jest tu spełniona połowiczne. Oprócz tego, że mamy tu polskie realia,
to jeszcze rzecz mocno idzie w historyczne inspiracje: postaciami, wydarzeniami
(ta oczywista rabacja galicyjska, ale nie tylko). To mogło być coś ciekawego,
nawet jeśli ja za historycznymi elementami nie przepadam, tak samo, jak ta
powieść mygła być fajnym przedstawieniem społeczno-politycznych problemów –
momentami nawet próbuje. Wszelki potencjał zostaje jednak rozmyty. I to w wielu
rzeczach. Pierwszą jest styl – nie mówię, że tragiczny, ale co najwyżej poprawny,
a zdarzają się tu także po prostu rzeczy pisane zwyczajnie niewprawne. Autor
rozpisuje się na setki stron, ale wszystko opisuje bardzo powierzchownie, po
macoszemu wręcz. Nie zgłębia tematu, postacie prezentuje w bardzo prosty
sposób, przez co są płaskie, bez dobrze krojonego rysu psychologicznego. Do
tego powieść zapełniona jest mnóstwem pobocznych elementów, które są zwyczajnie
zbędne. Czasem sprawiały wrażenie na siłę doklejonych pomysłów na opowiadania,
czasem zapychaczy bez znaczenia, ot jakby miał tylko na siłę rozciągnąć powieść
do epickich rozmiarów. Ale epickości też jej brak. A same elementy poboczne,
które powinny rozbudowywać nawet jeśli nie samą historię, to na pewno bogactwo
świata przedstawionego, nie robią żadnej z tych rzeczy. W efekcie sam świat
sprawia wrażenie niezbyt istotnej kreacji rodem z (znów!) gry komputerowej,
zaludnionej NPC-ami. A szkoda.
W skrócie, typowa rzecz. Przeciętnie napisana, typowo
poprowadzona, niewzbudzająca większych emocji ani nieskłaniająca do zadumy i
przemyśleń. Stricte rozrywkowa książka, jakich wiele, choćby w literaturze
rozwijającej growe uniwersa. Pewnie swoich fanów znajdzie – jeśli ktoś lubi
dystopijne SF dla samego dystopijnego SF, z akcją i rozpisaną na solidną ilość stron,
a nie przepada za ambicjami i przesłaniem śmiało może – ale mnie znużyła. I to
była jedyna w zasadzie emocja, jaką wywołała.
Koncept wydaje się bardzo intrygujący, szkoda, że wykonanie takie przeciętne ;<
OdpowiedzUsuń