RzeczpostApokaliptyczna Polska #2: Rabacja – Adam Magdoń

RZECZPOSPOLITA BRUTALNEJ SZTAMPY

 

Od razu przyznam się, że nie czytałem pierwszego tomu tej serii – na razie dylogii, ale coś mi mówi, że autor będzie jeszcze wracał do tematu – ale nie żałuję. Raz, że nie było mi to potrzebne do zrozumienia historii. Dwa, że to, co tutaj dostałem, to rozpisany na dziewięćset stron dowód na to, że da się pisać takie długie rzeczy, a jednocześnie niczego nie zgłębić, ani nie rozwinąć. Za to popaść w banał zupełny już tak. I tak jest przez całą powieść – kiedy tylko pojawi się coś ciekawszego, jakiś element z potencjalnymi zadatkami na więcej, zaraz zostaje pogrzebny zarówno w braku pomysłów, co z tym zrobić, jak i strasznie schematycznym pisarstwem, które potrafi zmęczyć.

 

Akcja dzieje się w Polsce roku 2133, gdzie podziały jeszcze się pogłębiły, a przepaść między klasami stała jeszcze większa. Jak zwykle cierpią biedni a ci u władzy, ci bogaci i wpływowi, na tym cierpieniu żerują, z tego żyją i pozostają nietykalni. Do czasu, kiedy pojawia się ktoś, kto zabija tych najbogatszych i najważniejszych. I to w jaki sposób! Jakub Szela, bo tak każe o sobie mówić na cześć bohatera rabacji galicyjskiej, igra z władzami, transmituje swoje zbrodnie, obnaża wszystkie niedostatki i nieudolności władz, a przy okazji zaczyna porywać ludzi do działania, do wzięcia sprawy w swoje ręce i… Tak, do dokonania rabacji. Ale czy bunt wybuchnie? A jeśli tak, czy bunt wystarczy?

 

„Rabacja” brzmiała może niezbyt oryginalne (ach, jak to się z miejsca kojarzy z „V jak Vendettą” chociażby, ale bardziej tą filmową, słabą, kiepsko wykonaną i okrojoną z głębi, niż z wybitnym, ponurym i pełnym przerażającego autentyzmu komiksowym pierwowzorem), ale dawała pewne nadzieje na niezłą historię. A jednak zamiast eksplorować to, co w niej ma największy potencjał i daje najwięcej możliwości, autor idzie drogą typową, nastawioną na akcję i brutalność (która, mimo pełni detali nie robi wrażenia i wydaje mechaniczna niemal, jak w grach komputerowych), choć starał się to wszystko oprzeć na mało eksploatowanych w rodzimej literaturze rozrywkowej elementach z naszej przeszłości. Pomysł pewien więc miał, niestety nie potrafi go do końca wykorzystać.

 

Próba pójść a intensywniej w swojskość, niż to bywa zazwyczaj jest tu spełniona połowiczne. Oprócz tego, że mamy tu polskie realia, to jeszcze rzecz mocno idzie w historyczne inspiracje: postaciami, wydarzeniami (ta oczywista rabacja galicyjska, ale nie tylko). To mogło być coś ciekawego, nawet jeśli ja za historycznymi elementami nie przepadam, tak samo, jak ta powieść mygła być fajnym przedstawieniem społeczno-politycznych problemów – momentami nawet próbuje. Wszelki potencjał zostaje jednak rozmyty. I to w wielu rzeczach. Pierwszą jest styl – nie mówię, że tragiczny, ale co najwyżej poprawny, a zdarzają się tu także po prostu rzeczy pisane zwyczajnie niewprawne. Autor rozpisuje się na setki stron, ale wszystko opisuje bardzo powierzchownie, po macoszemu wręcz. Nie zgłębia tematu, postacie prezentuje w bardzo prosty sposób, przez co są płaskie, bez dobrze krojonego rysu psychologicznego. Do tego powieść zapełniona jest mnóstwem pobocznych elementów, które są zwyczajnie zbędne. Czasem sprawiały wrażenie na siłę doklejonych pomysłów na opowiadania, czasem zapychaczy bez znaczenia, ot jakby miał tylko na siłę rozciągnąć powieść do epickich rozmiarów. Ale epickości też jej brak. A same elementy poboczne, które powinny rozbudowywać nawet jeśli nie samą historię, to na pewno bogactwo świata przedstawionego, nie robią żadnej z tych rzeczy. W efekcie sam świat sprawia wrażenie niezbyt istotnej kreacji rodem z (znów!) gry komputerowej, zaludnionej NPC-ami. A szkoda.

 

W skrócie, typowa rzecz. Przeciętnie napisana, typowo poprowadzona, niewzbudzająca większych emocji ani nieskłaniająca do zadumy i przemyśleń. Stricte rozrywkowa książka, jakich wiele, choćby w literaturze rozwijającej growe uniwersa. Pewnie swoich fanów znajdzie – jeśli ktoś lubi dystopijne SF dla samego dystopijnego SF, z akcją i rozpisaną na solidną ilość stron, a nie przepada za ambicjami i przesłaniem śmiało może – ale mnie znużyła. I to była jedyna w zasadzie emocja, jaką wywołała.

Komentarze

  1. Koncept wydaje się bardzo intrygujący, szkoda, że wykonanie takie przeciętne ;<

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz