X-Men. Era Apocalypse'a #4 – John Francis Moore, Jeph Loeb, Warren Ellis, Fabian Nicieza, Scott Lobdell, Lary Hama, Steve Epting, Steve Skroce, Ken Lashley, Andy Kubert, Joe Madureira, Chris Bachalo, Adam Kubert, Mark Waid, Salvador Larroca, Roger Cruz, Terry Dodson
KONIEC
(PEWNEJ) ERY
Ostatni tom „Ery Apocalypse’a” to już od początku
mocne wejście w ostatni zakręt, gdzie poszczególne tytuły przenikają się już
mocno i wzajemnie dopełniają, zamiast tylko dziać się obok siebie, a wszystkie
wątki ostatecznie łączą się w finałowym numerze, który domyka tematu i… No i
bezpośredniego ciągu dalszego niestety jak dotąd po polsku się nie doczekaliśmy
(choć mamy m.in. zeszyty dziejące się jakieś czterdzieści numerów później,
zebrane w tomie „Magneto” z kolekcji „SBM”), ale ważne, że dostaliśmy „Erę”, bo
dobra jest, świetna, może i stricte rozrywkowa, z jedynie okruszkami dawnych
moralnych dywagacji, ale w porównaniu do współczesnych komiksów, pozostaje
naprawdę znakomita. I wciąż dostarcza masę frajdy.
Blink i jej ekipa staje do walki z Holocaustem. Czy
jednak mają szansę w starciu z jeźdźcem Apocalypse’a, którego moc jest tak
wielka? Tymczasem w innym miejscu trwa próba ratowania Illiany, od zdolności której
zależy powodzenie wielkiego planu Magneto. Niestety coraz więcej rzeczy idzie
nie tak… Jednocześnie Gambit i jego drużyna po powrocie na Ziemię, wplatana
zostaje w wydarzenia związane z porwaniem syna Magneto, gdzie czeka na nich
wiele problemów, ale i zdrada. A w międzyczasie Nate odkrywa prawdę o swoim
pochodzeniu, co wpłynie na jego relację ze Scottem i Jean. Gdy wszystkie te
wątki, jak i losy walczącego o Avalon Nightcrawlera. Alexa, który właśnie
dorwał się do władzy, Wolviego kontynuującego swoją misję i Magneto, który
wpadł w ręce wroga, splatają się w obliczu nadchodzącego końca, nic dobrego
wydarzyć się nie może…
„Era Apocalypse’a” to komiks dziejący się wkrótce
po tym, czym skończyła się seria „X-Men” od TM-Semic. Pomiędzy jednym i drugim
rozgrywa się jednak kilka historii wydanych po polsku przez Semica i w ramach
kolekcji „Superbohaterowie Marvela”. Najpierw jest to tom „Jean Grey”, potem
tom „Banshee”, który dosłownie poprzedza wydarzenia z pierwszego tomu „Ery
Apocalypse’a”. Potem mamy „Sabretootha” i „Wolverine / Gambit” z „Mega Marvela”
i, jak pisałem, tom „Magneto” (chyba, że liczyć dziejący się przed nim event
„Heroes Return” od TM-Semic, do którego doprowadziły wydarzenia z serii z
mutantami, ale X-Men nie mają w nim dużego udziału – w zasadzie to zerowy), a
później, cóż, dostajemy dopiero „New X-Men” Morrisona itp. itd. Każdy fan wie.
Ale ja o „Erze” miałem, o jej finale, więc… Więc
tak, dobrze jest. Tu już wszystko się ze sobą łączy, plącze, bohaterowie niezdecydowani
muszą w końcu wybrać stronę, po której staną, na jaw wychodzą tajemnice, dochodzi
do niejednej tragedii, dochodzą też nowi artyści, jak Salvador Larroca, a
wszystko łączy się razem w tym epickim finałowym zeszycie, który fabularnie
bardzo dobrze robi, ale graficznie leży i kwiczy, bo zatrudniano do niego rysownika,
którego kreska zmienia mroczną, patetyczną opowieść o poświęceniu i wybraniu
tego, co słuszne niezależnie od kosztów, w infantylną kolorową papkę. Nie, że
jest tragicznie, ale jednak słabo to wypada, choć i tak lepiej, niż np. zeszyty
Maduriery. Mimo to warto, bo cała „Era” świetna jest i tyle. Wiadomo było, jak
to się potoczy i jak skończy, nie ma tu wielu zaskoczeń, ale to sztuka, żeby
komiks, którego wielki finał jest tak oczywisty, zaserwować nam w sposób tak
przyjemny i dostarczający tyle frajdy. Aż żal było mi kończyć.
Komentarze
Prześlij komentarz