Historia wyssana z sopla lodu – Jean Dufaux, Tadeusz Baranowski

HISTORIA NIESPEŁNIONA

 

Pamiętam, jak ten komiks wpadł w moje ręce przypadkiem dziesięć lat temu – wtedy biały kruk, niewznawiany, niedostępny nigdzie do kupna, a tu nagle ląduje mi w dłoniach, ocalony właściwie przed wyrzuceniem, zniszczeniem. Nie znałem go wcześniej, nie pamiętam czy w ogóle o nim słyszałem, choć akurat w komiksach siedziałem mocno odkąd tylko pamiętam, bo mimo dwóch świetnych twórców, którzy za niego odpowiadali, jakoś gigantyczną sławą się nie cieszył. I w sumie nie ma się co dziwić, bo ani to Dufaux u szczytu formy, ani Baranowski jakiego znamy i cenimy. Czym zatem jest ta cała „Historia wyssana z sopla lodu”? W zasadzie ciekawostką do odhaczenia dla miłośników komiksów europejskich, fabularnie do bólu typowa, graficznie dość nieporadna, bo kreska naszego rodaka do realistycznych rzeczy się nie nadaje. Acz nadal całkiem sympatyczna, choć na tle masy lepszych komiksów fantasy, po prostu przepada.

 

Płochaczki to przesympatyczne stworzonka, które nie mają lekko, bowiem stanowią lokalny przysmak. Przeciwko takiemu ich traktowaniu sprzeciwiają się Juka, syn handlarza stworzonkami, i księżniczka Olea. Tak zaczyna się ich wspólna przygoda, która może wszystko odmienić, ale czy tak rzeczywiście się stanie?

 

Po takich twórcach wiele się spodziewałem, wiele oczekiwałem. Bo Jean Dufaux to twórca, który pokazał nam, że umie różnie, ale najlepiej wychodzi mu to, co fantasy albo quasi-historyczne, jak „Skarga utraconych ziem” chociażby. A Baranowski, każdy wie, „Antresolka profesorka Nerwosolka”, „Orient Man” i te sprawy, to może i rzeczy specyficzne w swej absurdalności, ale właśnie tym zachwycające. A że obaj potrafią robić rzeczy przygodowe, z akcją, z klimatem, spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego. Porywającego. A otrzymałem album dość przeciętny, o źle zrobionym zakończeniu, nieudolnie rozłożonych akcentach i średnich pomysłach.

 


Ogólnie czyta się to szybko i lekko, ale niewiele z tego wynika. Taka tam historyjka, jakich wiele, prosta, niewymagająca. Myślałem, że Dufaux biorąc kogoś takiego, jak Baranowski do współpracy (albo wydawca wybierając go, nie wiem, jak to tam było), dobrał go ze względu na fakt, że historia będzie bardziej zakręcona, mniej typowa, może dziecięca, może satyryczna, ale nie. Wzięli artystę, który nie potrafi typowo i realistycznie do historii, która powinna być zilustrowana coś na kształt „Szninkiela” chociażby. Oczywiście Baranowski się stara, zmienia styl, porzuca te swoje obłości i dba o detale, ale już samo to, jak rysuje postacie, nie nadaje się do poważnego w tonie komiksu. Nawet takiego, który – jak ten – ma swój baśniowy, bajkowy nawet posmak.

 

Nie mniej album nie jest zły, przeczytać go nawet warto, acz głównie jako ciekawostkę z czasów, kiedy rodzimi autorzy próbowali podbijać wielką Europę. Miewa jednak swój urok, miewa momenty. Może gdyby to nie był jeden album, a seria, gdyby tak rozciągnąć to w czasie, dodać wątków i… Zresztą co tu gdybać, jest jak jest, przeciętnie, ale tragedii nie ma. Ale to dowód na to, że Baranowski jednak powinien po swojemu, w swoim stylu i bez prób płynięcia z głównym nurtem.

Komentarze