Szklana pułapka – Roderick Thorp

DIE HARD LASTS FOREVER

 

Książkowa „Szklana pułapka” runda druga. Wiele lat minęło odkąd po raz pierwszy przeczytałem tę powieść. Czternaście by być dokładnym. Film, który na jej podstawie powstał, uwielbiam całym sobą – najlepszy przedstawiciel kina akcji ever, na dodatek rewolucjonizujący gatunek, bo zrywający z wizerunkiem twardziela o kwadratowej szczęce, jaki wówczas dominował. Powieść jednak nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, chociaż nadal bawiłem się nieźle, a szukając czegoś na sezon zimowy, świąteczny i przybierając się do lektury „58 minut”, na których oparto drugą „Szklaną pułapkę” pomyślałem czemu nie, wrócę i do jedynki. I w sumie bawiłem się lepiej, niż kiedyś, chociaż nadal między książką a filmem jest olbrzymia jakościowa przepaść.

 

Historia dzieje się lata po wydarzeniach „Detektywa”. Leland, były gliniarz, a obecnie specjalista od zabezpieczeń, doskonale obeznany z terroryzmem i przestępczością, na Święta Bożego Narodzenia przylatuje do Los Angeles, gdzie w czterdziestopiętrowym wieżowcu firmy Klaxon czeka na niego jego córka, Stephanie Gennaro. Joe jest zmęczony po podróży, nie podoba mu się to, co zastaje na miejscu: nie dość, że w budynku trwa impreza, gdzie świętowana jest zarówno Gwiazdka, jak i podpisanie gigantycznego kontraktu, w czym miała udział Stephanie, to jeszcze jej współpracownicy to ludzie, którzy z miejsca zapalają w Lelandzie lampkę ostrzegawczą. Jakby tego było mało, pod budynkiem dostrzega samochód, którego nie powinno tam być. Sytuacja komplikuje się, kiedy o 20:00 do wieżowca wkraczają terroryści pod wodzą Antona „Małego Tonyego” Grubera, którzy chcą… No właśnie, czego chcą? Leland, który przemyka na wyższe piętra budynku i szykuje się do walki z terrorystami, nie wie, jaki jest ich cel, ale doskonale zna historie o Gruberze i wie, że nie zanosi się na nic dobrego. Czy jeden, uzbrojony jedynie w pistolet, emerytowany policjant, będzie miał cień szansy na przetrwanie i ocalenie zakładników?

 

Losy „Szklanej pułapki” to materiał na film. Roderick Thorp, pisarz, który debiutował w 1961 roku, po pięciu latach wrócił na rynek z powieścią „The Detective”, kryminałem, który nie wyróżniał się w zasadzie niczym, poza podejmowaniem tematyki zbrodni w środowisku homoseksualistów. Oczywiście książka temat prywatnych detektywów podejmowała dość dobrze, w końcu jej autor też się imał tym zawodem w owym czasie, ale wybitny nie był. A jednak w dwa lata doczekał się ekranizacji z Sinatrą, a po trzynastu latach… drugiej części. Ta zresztą nie powstałaby, gdyby nie dwie powieści: „The Tower” Richarda M. Sterna (1973) i „The Glass Inferno” Thomasa N. Scortii i Franka Robinsona (1974). Obie, razem wzięte, zekranizowane zostały jeszcze w 1974 roku, jako „Płonący wieżowiec”. Film obejrzał Thopr, któremu przyśnił się potem człowiek ścigany po wieżowcu przez uzbrojonych ludzi i chcąc stworzyć z tego książkę, ostateczne napisał drugą część przygód Lelanda, „Nothing Lasts Forever”, potem wznowiona jako „Die Hard”, już po sukcesie filmu nakręconego na jej podstawie, a po polsku wydana jako „Szklana pułapka”. I… O dalszych losach serii ekranizacji będzie kiedy indziej, więc tyle wspominek historii wystarczy. Wróćmy do książki.

 

Żeby czytać „Szklaną pułapkę”, „Detektywa” znać nie musicie, zresztą wszystko streszczone jest we wspomnieniach Lelanda. A czy czytać warto? Cóż, trzeba to lubić. Książka ma fajny koncept, zamknięta jest w ciasnych ramach czasowych ledwie kilkunastu godzin akcji, jak sam Leland zamknięty jest w wieżowcu, ma też niezły klimat i parę bardzo plastycznych momentów. Można powiedzieć, że temat to samograj, dobrze przez autora uchwycony. Pisarsko też jest nieźle, ale to żadna literatura wyższa, po prostu książka rozrywkowa, lekka, nieskomplikowana, acz całkiem nastrojowa. I potrafiąca wywołać nieco emocji i napięcia. Jest tu parę momentów, które zapadają w pamięć i robią wrażenie – choć nie wiem czy nie zasadzie tego, że tak doskonale znamy je z filmu, bo jednak kinowa „Szklana pułapka”, mimo zmian, przenosiła wiernie to, co najważniejsze na ekran – jest parę trafnych komentarzy odnośnie rzeczywistości tamtych lat, ale i naszych czasów także. Przede wszystkim jest dobra akcja i fajne zaplecze obyczajowe, mocno skupione na rozpadzie związków i niewłaściwego doboru partnerów, czy wpływu otoczenia na człowieka, choć są i momenty nieprzekonujące. Jakoś niektóre dedukcje Lelanda wydawały się naciągane – za mało faktów, za mało wiedzy, za mało podstaw, ot, jakby swoje wnioski wziął z powietrza. Jestem też nieco rozdarty w kwestii wątpliwości moralnych i dywagacji na temat tego, kto jest w zasadzie bardziej zły – te kwestie można było ukazać lepiej i pogłębić, jak należy, a nie jedynie liznąć.

 

Ale jako rozrywkowa książka to rzecz całkiem dobra. Przyjemnie w swej prostocie napisana i dająca się łyknąć szybko i bez zmęczenia (polskie wydanie, które ma format kieszonkowy i sporą czcionkę, liczy tylko 270 stron). Nic ambitnego, nic wybitnego, jeszcze ze specyficznym przekładem, który ma sporo wpadek (okrzyk Lelanda, określenie pistolety maszynowe zamiast karabinów etc.), ale cieszę się, że zrobiłem drugie podejście, bo rzecz weszła mi przyjemnie (mimo skiepszczonego finału), o niebo lepiej, niż 90 procent współczesnej literatury z metką „thrillera”, „sensacji” i im podobnych, bo „Szklana pułapka” przynajmniej ma niezły pomysł i jest jakaś, czego o obecnych hitach powiedzieć się nie da.

Komentarze