JAK
ZROBIĆ, ŻEBY SIĘ NIE NAROBIĆ, ALE ZAROBIĆ
To dylemat, z którym w życiu musiał mierzyć się nie
tylko Ferdynand Kiepski, znany z popularnego (choć niestety w ostatnich latach
koszmarnie zepsutego przez scenarzystów) serialu „Świat według Kiepskich”.
Bohaterowie „Pięciu melonów na rękę” także stają w obliczu tego problemu. Co z
tego wynika dla czytelników, łatwo się domyślić – całe mnóstwo dobrej, lekkiej,
przyjemnej i mądrej zabawy, zabierającej nas w podróż w czasie do lat
dziecięcych i okresu PRL-u.
Bohaterem książki jest Witek, którego wszyscy
nazywają Lordem, pochodzący z dobrej, bogatej rodziny chłopak, którego życie
pewnego dnia wywraca się do góry nogami. Oto bowiem matka oznajmia mu, że nie
będzie obiadu. Nic takiego? Tak właśnie myśli Witek, jednak rodzicielka
wyjaśnia, że nie stać ich na jedzenie. Tata nie wrócił, znów nie wiadomo, gdzie
się podziewa, a pieniądze się skończyły. Co gorsza nie ma już ich nawet skąd
pożyczać, robiła to bowiem od miesięcy, więc ich sytuacja jest gorzej, niż
trudna. Chłopak postawiony w obliczu kryzysu zastanawia się, jak może zdobyć
pieniądze. Za namową kolegi postanawia ograć lokalnych szulerów, którzy
początkującym pozwalają zgarniać drobne stawki, by wciągnąć w pokerowe rozgrywki
i potem ograbić do cna. Karta mu idzie, ale wbrew temu co sądził, nie jest aż
tak mądry by oszukać zawodowych oszustów. Długi Witka pogłębiają się, a
problemy nawarstwiają, gang braci Ryps ściga chłopaka, a on sam wikła się w
coraz dziwniejsze, mniej lub bardziej niebezpieczne sytuacje. Czy uda mu się
wyjść z kłopotów, pomóc matce i jeszcze na tym wszystkim zarobić?
Powieści Niziurskiego zdecydowanie mają w sobie to
coś. Można mówić, że autor miał świetne pomysły, jego książki przepełnione były
cechami wspólnymi dla każdego z nas, a bohaterowie to jednostki sympatyczne i
takie, z którymi możemy się identyfikować. Można wymieniać szybkie tempo, dużą
ilość przygód, morał zawarty w każdej z nich, nieco łobuzerskiej nuty
sprawiającej, że dydaktyzm nie jest nachalny, a także sensacyjne, kryminalne
zacięcie. Ale to tylko elementy (i to też nie wszystkie), jakie możemy opisać
za pomocą słów, a w prozie tego zmarłego już pisarza kryje się zdecydowanie coś
więcej. Magia, nostalgiczna tęsknota za dzieciństwem, pean na cześć tego okresu
życia i dusza oraz serce włożone w te historie.
Poza tym powieści zarówno jego, jak i innych
gigantów literatury młodzieżowej z czasów PRL-u (Nienacki, Bahdaj, Makuszyński
etc.) wyróżnia coś jeszcze – oczywiście na tle współczesnych dokonań na tym
polu. W owym, wcale nie tak dalekim okresie, nie było tylu rodzajów rozrywek,
co teraz, a co za tym idzie wyobraźnia dzieci musiała pracować pełną parą. Z
całym szacunkiem dla współczesnych pokoleń, ale wydają się niestety upośledzone
na tym polu. Wszystko podane ma na tacy, a nachalny przekaz wizualny nie
pozostawia miejsca na domysłu czy interpretacje. Dlatego książki sprzed 30 i
więcej lat różnią się tak bardzo od współczesnych tworów. Pełne są bowiem
tworów nieskrępowanej wyobraźni, które jednocześnie wyobraźnię angażują. I
choćby z tej prostej przyczyny warto po nie sięgnąć. Poza tym to kawał naprawdę
świetnej literatury, która dla dzieci stanie się bezpieczną, przeżywaną w domu
przygodą, dorosłym zaś przypomni dawne czasy. Coś wspaniałego, dlatego też
polecam gorąco i mam nadzieję, że te ponadczasowe lektury kupią serca nowych
pokoleń i pokażą im naprawdę wartościowe powieści.



Komentarze
Prześlij komentarz